Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/423

Ta strona została skorygowana.

szedł na chwilę, a mandator zerwał się i klęcząc, śledził za nim z przerażeniem. Klam tymczasem przyciągnął saż na kółkach. Otworzył drzwiczki w milczeniu ponurym, wskazując palcem, kazał tam włazić panu mandatorowi. Biedny sługa cesarski, nie wiedząc co się z nim dzieje, wpełzł powoli na czworakach do kurzej klatki. Klam zamknął drzwiczki, przymocował je kołkiem i ruszył. Wśród ciszy poranku drewniane osi i kółka sażu kwiczały, jęczały i zawodziły pod tym ciężarem tak rzewnymi głosami, jakby sama dusza mandatora swą niedolę śpiewała. —
Rozbijanie katowni nie szło łatwo. Klucznicy i posiepaki pouciekali wraz z mandatorem. Musiano zatem bardami rozbijać drzwi, roztrzaskiwać i wyrywać zamki. Dmytro sam nie próżnował i innych zaprzęgał do roboty. Niektórzy jednak omdlewali ze znużenia, a inni już przedtem gdzieś rozleźli się po miasteczku. Niejeden zmęczony, pracując ciężko, przeklinał tych lutrów cesarskich, że tak uparcie się trzymali. Któż to widział tak długo wojować?! Ale te kłody szwabskie byłyby tam sterczały i tydzień cały bez słowa, bez jadła, gdyby ich było więcej. Bezbożny naród! I to żywe stąd wypuszczać? Inni znów narzekali: cóż to za nowy sposób po nocy wojować. Machać tyle bardą i ani dopatrzeć dobrze, gdzie ta sobacza głowa posiepacka, aby ją rąbnąć. I wreszcie cóż to za honor nocami się rozbijać? Śpiewa się przecież: „Aby w mieście tak pohulać — ta wpośród południa“.
Wreszcie pootwierano wszystkie cele. Po zwolnieniu więźniów, po rozkuciu łańcuchów podłożono ogień pod katownię, a równocześnie Dmytro podłożył w któryś z lochów baryłkę baniasu. Sprawiedliwie huknęło: katownia wyleciała w powietrze. Teraz znów wesoło się zrobiło. Cieszyli się ludzie, więźniowie płakali, a wszyscy razem poklękali i modlili się, gdy ogień skrzydlaty hulał sobie, łopotał skrzydłami, grał i zaśpiewywał wesolutko tam, gdzie przedtem niejeden niewinny człowiek, przywiązany do podłogi, gnił we własnym kale, jęczał i świat przeklinał.
Dmytro chciał potem koniecznie dowiedzieć się, co się stało z Pełechem. Pośród zwolnionych z katowni był Pletień. Wiedziano o nim, że był pobratymem Pełecha. Dziwne było, że choć trzymano go w katowni, nie był przykuty ani do ściany, ani do podłogi. A izba, w której go więziono, nie była ciemna ani wilgotna. Ucieszył się Dmytryk Pletieniem, opowiedział mu, że zrobili tę wielką wyprawę junacką, by wymieść