Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/425

Ta strona została skorygowana.

gruby brzuch, jakby sam wraz z każdym smakował ten napitek kosztowny. Pili naprzód na cześć ormiańskiego apostola świętego Kirkora. Następnie, po trzy razy, na cześć tego wielkiego i mądrego patrona, głównego Ormianina — samego świętego Kajtana (oby łaska jego świeciła nad Kutami!) W końcu na cześć świętego poczciwca Antończyka. I choć lasowi to ludzie byli, dobrze wiedzieli, komu jaka cześć należna. Pili zdrowie swoje sąsiedzkie. Zakąsywali koziną szczerą, tak twardą jak stary pas i znów pili, aż niejeden zmożony trudami i napitkiem słodkim legł czy pod stołem czy na ławie, czy gdzie na podwórzu i spał smacznie.
Szkód miasto nie miało wielkich. Wasylukowi junacy pociągnęli sobie tu i ówdzie trochę dukatów i talarów. Ale też było za co, bo napracowali się na Łostunie i w czasie samej wyprawy niemało. Więc kupowali w miasteczku, co im wpadło w oczy, a nie targowali się wcale. I jasienowcy mogli się cieszyć, bo Dmytro porozdzielał między nich papierowe pieniądze cesarskie. Mieniali je sobie u Ormian na złoto i kupowali, co widzieli. I tak koniec końców kupcy ormiańscy na tym zarobili.
Czupreja zostawiono pod opieką ormiańską. Stary kupiec z aksamitnooką córeczką mieli go leczyć i pilnować. Dmytro od razu zapłacił im za niego. A burmistrza prosił, aby dobrze nań uważali.
W południe już strąbili towarzystwo ku darabom. Brakło jednak wielu, widać odpoczywali sobie gdzieś po trudach i po pijatyce. Ci co przybyli, rozdzielili się na dwie części. Pożegnali się. Pan Oświęcimski kazał sobie podać konie osiodłane i z garstką trzeźwych wrócił w góry. A Dmytro miał popłynąć w tureckie kraje. Przygotowywali się do drogi wodnej. Sposobili daraby, odwiązywali łyka i kurmany.
Tylko Buliga, choć także miał jechać, nie troszczył się o daraby. Nasmakował się tych napitków niezwykłych, aż czarne oczy pociemniały mu jeszcze więcej i jakoś trochę nierówno, każde swoją drogą chodziły. Zaczął wyciągać z torby wielkie talary, na których Teresia, Panna cesarska, była wypisana ładnie i akuratnie. Oglądnął sobie ten i ów talar, polubował się nim, a potem rozmachnął się dobrze i przerzucił przez rzekę na wołoską stronę. Tak się zmartwił biedak, że mandator uszedł jego rąk. Wołano nań od darab, krzyczano, wzywano go, a on wciąż jeszcze zapamiętale ciskał talary przez wodę.