Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/428

Ta strona została skorygowana.

się dobrał, a wszystkich łaciarzy i psiołupów tak przepędził, że odeszła ich chętka powrotu.

W dzisiejsze czasy tam, gdzie Riczka wpada do Czarnej Rzeki, i śladu starej Krasnojylskiej cerkiewki byś nie znalazł. Nie ma tam już świętowań hucznych, nie ma odpustów ani barwnych chramów. Gdy zdarza się, że świąteczny dzień jest jasny i pogodny, chyba tylko wody go świętują. Rzeka jest błękitnosrebrna, a Riczka mlecznobiała. Rzeka toczy się z hukiem, a Riczka z dziarskim szemraniem. Lekki wiaterek wciąż czesze i wykędzierzawia wody, by jeszcze jaśniej mieniły się na słoneczku. Dobrze jest tam wspominać dawność świetną. Bo przed laty było inaczej. Na Krasnojylskim miejscu stała jeszcze cerkiewka stara, a w Piotrowy dzień nie tylko fale świeciły się błękitem, srebrem i mlekiem. Także brzegi błyszczały, poruszały się i falowały, jakby ukwiecone żywą falą ludzi. Wody grały, gardłowały i śmiały się — jak dziś. I brzegi też napełnione były to gwarem i śmiechem, to graniem fłojer i śpiewem, to grzmiącym rżeniem koni. Dzień świąteczny jasny był i cichy, lekki wiaterek przewiewał. Z dołu Rzeki płynęły kuckie i rożneńskie stroje: dawne przestronne kożuchy, jakby literami, raczkami i hakami wyszywane. I kosowskie kieptary z wiśniowymi naszywkami. To znów ustrojone zbytnio, utkane i nasadzone wzorami liści i kwiatów, kożuchy znad Białej Rzeki. To prawym brzegiem szli z dołu ludzie z Uścieryk, ze Stebnego, z Jabłonicy. Z góry Rzeki, na lewym brzegu, posuwali się pieszo i konno ludzie z Żabiego, Krzyworówni, Bereżnicy i Jasienowa w najjaskrawszych a obcisłych kożuchach, zielonymi, ząbkowanymi wstęgami safianu suto wyszywanych, gęsto guzikami mosiężnymi i darmowisami ozdobionych, w zakręconych ślimakowato postołach. Wzdłuż Riczki poważnie, godnie i bez hałasu poruszali się Hołowcy, powoli jadąc wierzchem lub wiodąc za uzdy wierzchowce. Wszystkie pyszne rody hołowskie, każdy ród osobno. Ze stoków rozkwieconych, spod Pisanego Kamienia i z przeciwległej strony, od Perechrestnego płynęły ścieżkami w długich szeregach białe zawoje kobiece i błyskające miedzią postacie męskie. Jak gdyby kwiaty wyhodowane na łąkach wybujały i tak przybrawszy postać wielikańską, nagle ławą ruszyły. Jak gdyby kwitnące kraśnymi szyszkami młododrzewy smerekowe posłuchały wezwania nowych dzwo-