posłów. A tu w dodatku jeszcze baby zaczęły się domagać, aby iść do cesarza.
— Czy tu tatarska niewola, czy turecka wiara u nas? By czeledyńskie głowy nie miały prawa, nawet do cesarza iść nie mogły!
Jeden tylko Szkindowy ród nie wybrał posła. Ich stryja nie posłuchano i oni nie słuchali.
Szkindowie zebrali się gdzieś w kącie cmentarza. Tam Ołenka przemówiła do nich słów kilka. Pokiwali głowami, poszeptali coś między sobą, a potem w milczeniu siedzieli na uboczu. Mężczyźni kurzyli fajki i spoglądali niedbale na resztę tłumu. Ołenka, bardzo pysznie ubrana, siedziała nieporuszona, zimna. Nikt nie przystępował do Szkindów. Dmytro widział to wszystko, ale nie zwracał uwagi.
Baby, mołodiczki i dziewczyny otoczyły Dmytra, zaczęły go prosić:
— Panie watażku. Dmytryku słodziutki, knieziku pyszny ta delikatny, weźcie nas do Widni tej, nie odmówcie! —
Baby wcale nie myślały wybierać, tylko każda z osobna od razu chciała jechać z Dmytrem prosto do Widni cesarskiej. Ale tak dużo ich nabiło się koło Dmytra, że same już śmiać się zaczęły.
Dmytro na wszystko miał sposób sprawiedliwy. I tak zbyt dużo było posłów. Widział, że potrzeba było koniecznie zmniejszyć liczbę wybranych.
Powiedział tak:
— Do Pana Cesarza musi pójść junactwo samo! Czy młody czy stary nie w tym rzecz. Bo pamiętajcie! Jakie wojska, jakie komendy, jakich pańskich wojaków, jaką broń ma pan cesarz, on co nad wszystkimi chrześcijany gazduje. I od nas taki lud pójść musi, by błysnął w oczy cesarzowi. Może tam także zdarzy się, że jaki gubernator lub inny urząd gdzieś w kącie przykucnięty się nawinie. Potrzeba koniecznie, by mu nawiało strachu pod samą pieczonkę, by mróz mu ściął serce i jądra — gdy nasz orszak zobaczy. Zatem tak nakazuję: Każdy z wybrańców niech rzuca bardę. A kto co najmniej trzy razy za porządkiem ku jednej z tych olch, ot tam za Riczkę rzucając, zetnie gałąź — taki pójdzie do cesarza. A także jeszcze musi koniem pysznym przybyć. A kto na trzy razy choć raz chybi — nie pójdzie. I kobietom nie bronię: Niech rzucają bardy. Niech zobaczy pan cesarz, jaki to nasz ród górski. Niech zatrzęsą łyd-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/441
Ta strona została skorygowana.