Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/442

Ta strona została skorygowana.

kami służki cesarskie. Niech niejednego i od baby strach przeleci ciarkiem jakby śrutem drobniutkim! —
Baby zobaczyły, że już po nich. A Dmytro, ledwie to rzekł, wskazał drzewo olchowe rosnące za Riczką, chwycił bardkę miedzianą ostrą lecz zgrabną i zdobioną, próbując śmignął i rzucił. Warknęła bardka i gałąź w mig odleciała z drzewa. Kilku młodych chłopców rzuciło się za Riczkę, by podać bardkę watażkowi. Tak wycelował trzy razy. Po nim rzucał Kudil. Wziął kilka bardek pod pachę, wyciągał je i błyskawicznie jedną za drugą rzucał, za każdym razem odcinając gałąź. Ciskał tak długo, aż wszystkie bardki wyrzucił. Ani razu nie chybił.
Szmer podziwu przeszedł przez podwórzec cerkiewny. Następnie rzucał Łyzun, Buliga i inni junacy Wasylukowi. Tylko pan Oświęcimski nie rzucał toporem. Jego wcale nie korciło jechać do Widni. Inni obecni na cmentarzu widzieli, że trudno jest mierzyć się z junactwem Wasylukowym.
Ze starych gazdów wystąpił w zawody Szereburièk, cisnął kożuch na ziemię, poprawił pas i wyciągnął zza pasa starą stalową bardkę, wyszczerbioną, z drzewcem sękatym, porysowanym karbami, posiekanym i zamazanym, bardkę wielikańską i tak jak sam Szereburièk niezgrabną, aż śmiech się rozległ wśród zebranych. Sam Szereburièk uśmiechał się także. Toczył się powoli i szastał krokami jak niedźwiedź. Rozmachnął się. Jak zawyła rzucona barda, to niemało bab, z tych co koło Dmytra się tłoczyły, pouciekało od Szereburièka. Tu jeszcze głośniejszy śmiech wybuchnął. A barda rzucona nie tylko odcięła grubą gałąź, lecz jeszcze jakieś drzewo zrąbała w locie. Rzucił tak trzy razy. Już i on był posłem. Sapiąc, uśmiechając się z zadowoleniem, Szereburièk zakładał sławetną bardę za pas, i szastając sobą poszedł ubierać kożuch. Któryś z młodych kpił zeń:
— Szereburièku! Nie ma co wędrować do Widni tej. Ino pilnuj tu! Stań sobie na Bukowcu i ciskaj stąd tą bardą na Kosów. Mandatorów wytępisz! —
Szereburièk nie odpowiadał. Spoglądał figlarnie z ukosa, uśmiechał się z lekka, pokręcał wąsa.
I Belmega choć przedtem za innym cesarzem gardłował, wystąpił z bardą. Belmega był wysoki, suchy, z długą głową, stąpał poważnie, patrzał surowo. Mierzył długo, rzucił akuratnie. Zaledwo doleciała bardka, zdawało się, ledwo dotknęła gałęzi, ale że była bardzo ostra, ucięła gałąź. Po każdym rzu-