chcę włóczyć się do jakiejś Widni, do jakiegoś dziada, którego oni tam cesarzem zowią? Niedoczekanie! Ja mówię tu teraz tak przy ludziach Dmytrowi: słuchaj „knieziu“ czyś ty zajda jakiś, byś się tam wałęsał? Ciebie tu wybrali; to tak, to sprawiedliwie. Ale czyś ty albo kto z nas wybierał sobie kiedyś jakiegoś dziada pańskiego — cesarzem? I wara nam gazdom, rodowym i ich knieziowi słobodnemu pchać się tam, gdzie nas nikt nie prosił. Nie dziwota, jeśli was stamtąd szarapatki i łaciarze cesarscy batogami przez góry przepędzą. —
Gdyby tak jakiś czarownik chmurowy z chmur ukropem wszystkich oblał, nie byłoby może większego zdziwienia i zmieszania. Czy wstydzić się, czy śmiać się, czy uciekać po prostu — nikt nie wiedział: że to dziewczyna tak rzuca w proch honor watażka, wybranego knieziem! Nawet dawni towarzysze Dmytra stropili się nieco. Jeden Kudil stał nieporuszenie obok Dmytra. Na obliczu Dmytra nie widać było zmieszania. Odpowiedział zaraz żywo lecz bez złości:
— Żałować mi przychodzi, gazdowie, żem według słobodnej prawdy starowieku pozwolił kobietom zabierać głos. Mieszać się do rady słobodnej, do poselstwa. Słoboda jest, ale dziś nie takie kobiety jak dawniej, co umiały słuchać podczas rady, a w bitwie napastników rąbać i wojować. Dziś językiem rąbią, ze swoimi pobratymami gotowe się bić, ot jak ta dziewka. Bądźcie spokojni. Posłałem swatów do tej dziewczyny, ale tyle ona ma do rady wojackiej i poselskiej jak ta pliszka, co tam nad wodą ćwierka i ogonkiem się odgraża. —
Powoli zaczęto gwarzyć, a nawet po trochę śmiać się i dowcipkować. Szkindowie zaś, patrząc ponuro i groźnie, skupili się wokół Ołenki. Ołenka patrzyła na Dmytra, topór podniosła, jakby chciała nań rzucić. Zamiast tego, tak go rąbnęła słowami:
— Uciekaj stąd, — knieziu! — do Widni! Kryj się pod skrzydła tego obskubanego gotura starego, co dwie głowy ma, a obie dziurawe. Jeśli tacy mężczyźni w tym kraju, jeśli taki sam knieź wybrany, to gdy przyjdą posiepaki, ja sama jedna chyba przeciw nim stanę na Bukowcu, czy tutaj na Prosicznym. Zobaczymy, kto umie wojować.
Nie mogła się już powstrzymać.
Cisnęła mu bardkę pod nogi, tak, że przecięła postół Dmytrowy.
— Masz swatostwo twoje! Pod nogi ci je rzucam! —
— Dość jarmarków! — krzyknął gniewnie Dmytro. —
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/444
Ta strona została skorygowana.