Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/450

Ta strona została skorygowana.

inne konie zostawiać, gdyż już kilka koni poranił i omal nie pozabijał. Żadnej korzyści nie było z tego dzikusa, tylko jedna złość, albo i strach, aby szkody nie zrobił. Sztefanko jeden miał z niego zabawę, bo kiedy się rozeźlił koń, chodził na dwóch nogach, tak jakby uczony niedźwiedź cygański komedię na jarmarku pokazywał. Gdy Dmytro pierwszy raz podszedł ku niemu, Czort chrapnął i zarżał głucho, ale gdy Dmytro przeskoczył przez worinie, uciekł w przeciwległy kąt ogrodzenia i stamtąd kroczył ku niemu na dwóch nogach, uderzając przednimi kopytami jednym o drugie. — Aj, czort ty prawdziwy — wykrzyknął Dmytro uradowany. I jednym susem był na woriniu obok konia, a stamtąd, gdy koń spłoszony opadł na nogi, skoczył nań i znalazł się na jego grzbiecie. Czort skoczył w powietrze z Dmytrem, ryczał, nie jak koń, lecz jak jaki byk zarzynany. Odwracał głowę, błyskał oczyma, groził zębami, usiłował ściągnąć Dmytra. Ale nagle stanął spokojnie, jakby się namyślał. Taki słobodny zwierz zmyślny jest i mądry, bez porównania z oswojonym. Niespodzianie cisnął sobą ku płotowi, chcąc uderzyć Dmytrem o worinie. Ale to mu nie pomogło, bo Dmytro w mig odjął nogę, tak że koń odbił się od płotu jak piłka, a Dmytro znów krzepko objął go nogami. Znów koń stał spokojny jakby znieruchomiały. A wtedy jeździec z lekka gładził go po uszach i szeptał mu coś do ucha. Koń sam nie wiedział co robić. Zaczynał swoją czortowską hojdankę, to wierzgał, to stawał dęba, to znów stał spokojnie. Tak przez pół dnia. Dmytro siedział spokojnie, tylko trzymał go nogami jak kleszczami, a pieścił go i szeptał doń, gdy koń się uspokajał. Ani razu go nie uderzył. Około południa spokojnie stanął Czort, rozstawił nogi, zwiesił głowę, westchnął głęboko. Poddał się Dmytrowi. Wtedy Dmytro dał mu kęs chleba jęczmiennego.
Po wielu latach Hrycio Bahan opowiadał, jak to wszyscy sąsiedzi z pobliskich bukowinek zbiegli się, by oglądać co Dmytro będzie wyrabiać z Czortem. Ciekawi byli. Jeden Sztefanko tylko trochę żałował konia, choć bawił się i śmiał serdecznie z tego przedstawienia. Hrycio Bahan dobrze się przypatrzył i widział, że Dmytro nie tylko nie miał harapa w rękach ani patyka, ale nawet ziela żadnego, ani gałązki molfarskiej w rękach nie trzymał. Tylko tym szeptaniem opętał konia, który odtąd przeciw Dmytrowi się nie buntował.
Odtąd Czort był koniem Dmytra. I choć to nie był koń-druh, prawdziwie swój, od małego chowany jak dziecko — tak jak