Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/453

Ta strona została skorygowana.
POBRATYMSTWO Z CESARZEM

Przyszli posłowie do Jasienia Węgierskiego. Mieszkał tam ich pobratym, dobry znajomy Dmytra, Herszko, a jak szeptano sobie patron wszystkich opryszków, który w piśmie nazwany był Lewherz. Ojciec jego był to człowiek nabożny, spokojny — jak i nasi Żydowie. A Herszkiem rzucało po świecie, chociaż, zdawało się, nie potrzebował tego. Bo widać przecie było, że to kupiec tęgi, majątkami nasycony, pieniędzmi naszpikowany. Dźwigał przed sobą znak bogactwa i powagi — pękaty brzuch. Wzbudzał tym należny respekt wśród kupieckiej braci, w każdym miasteczku, na każdym targu po węgierskiej stronie. Chociaż nie brakło zawistników, co źle i jadowicie mówili o sławie Herszkowej. Opowiadali, że już od dawna w największej przyjaźni żył z różnymi watahami opryszków. Że od jednych kupował zagrabione na leckim boku rzeczy, a sprzedawał je na zagórskim, czyli na uhorskim boku. To pewne, że Wasylukowi dostarczał za szczere dukaty, nie za jakieś papierowe pieniądze, węgierskiego prochu, gruboziarnistego baniasu. W późniejszych czasach Herszko komenderował całym spławem drzewa na rzece Cisie, choć różni pankowie, jacyś kupczyki luterscy w owe czasy niby to koło tego się kręcili. Herszko już nieraz przedtem chwalił się przed Dmytrem, że on z panem cesarzem Józefem — jedna ręka. I Dmytro przypomniał to sobie teraz, dlatego zajechał w Jasieniu prosto do niego. Myślał sobie może, że on luterski Żyd, kręci się między niemiecką i wszelaką wiarą i zapewne będzie znał drogę do Wiednia. A że to dusza usłużna i dobra, zatem za pieniądze Dmytrowe dostęp do cesarza samego znajdzie. Herszko bowiem szczycił się jeszcze i tym, że prawdziwe nazwisko w księgach cesarskich miał zapisane. Opowiadał, że je od cesarza samego otrzymał. Ojciec jego był po prostu Josel. Nigdzie nazwisko jego ani w cesarskich ani w pańskich księgach nie było zakarbowane.
Kiedy wyszli z puszcz posłowie i przyszli nocą na Jasień, z żalem i zdziwieniem zobaczyli, że zagroda starego Josia była pozamykana, bramy dębowymi zasuwami zatarasowane, okiennice od strony ulicy sztabami i kłódkami żelaznymi zaryglowane. Krzyczeli, trąbili, walili w końcu toporami w bramę, wszystko nadaremnie. — To chyba czarny mór ich wygubił — rzekł Dmytro zasmucony. Jeden pan Oświęcimski domyślił się, że był to święty żydowski szabas. A wtedy i Herszko zamykać