Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/457

Ta strona została skorygowana.

Jeden ze sług cesarskich, niemłody, zaschły panek, w mundurze z guzikami jak lusterka, stojący w towarzystwie cienkonogich paniczyków, wskazał na Kudila i szczerząc zęby w uśmiechu, rzekł:
— To piękny młodzieniec, ten ci musi mieć szczęście u kobiet. —
Potem zaś z luterska kalecząc język, zapytał Kudila:
— Ile żen mate w chatce? —
Kudil przeliczył w myślach: matka, cztery siostry, dwie sługi.
— Siedem kobiet — odpowiedział prosto.
Z uśmiechem zwycięskim rzekł stary panek do młodej drużyny:
— Widzicie, prawdę piszą książki: po siedem kobiet mają! Siedem żon! Straszny naród! —
Następnie posłowie wyciągali z pięknych, złoconymi powrozami wiązanych besahów — dary dla cesarza. Warto je było oglądać. Były tam dary trojakie: liczne skóry dzikich zwierząt (skóry niedźwiedzie, rysie, kunie, lisie, gronostaje i kto wie jeszcze jakie), były bardy, prochownice i strzelby, ponad dziwo wszelkie kraśnie wypisane i wykładane. Były tam dalej wory, pełne starych talarów tureckich i wielkich, czerwonych dukatów. Były w końcu dary z komór skalnych, zaklętych, do których jeden tylko Dmytro znał dostęp: kościelne świeczniki węgierskie, brylantami wysadzane, tureckie miecze i klingi aż mieniące się od drogich kamieni. Były i owe słynne czarowne gołąbki Doboszowe. A wszystko to nie za wielka cena za starą słobodę. Skupili się wokoło gołowąsi pończosznicy, dworzanie cesarscy. Każdy coś innego podziwiał.
Cesarz swoim zwyczajem długo spał i odpoczywał. Nie mogli się go doczekać. Wreszcie ruch jakiś zrobił się w całym dworze. Poznać było, że dziedzic cesarski zbliża się. Dano znać w końcu, że pan cesarz chce widzieć poselstwo górskie. Posłowie minęli pokój z żołnierzami i wojskową starszyzną, pozakuwaną w złote blachy. Weszli do izby cesarskiej.
Nagle podziemny grzmot wstrząsnął podłogą. Wtórując mu skądś spod ziemi zagrzmiały lwy, zaryczały niedźwiedzie, zawyły wilki, zarżały konie, wrzasnęły sokoły, zapiały koguty cesarskie. Z głębi, spod podłogi, w gęstym dymie, w błyskach zza dymu dźwigało się ku górze powolutku a cicho złote krzesło. Dym rozpraszał się powoli i oto przed posłami na złotym