rodem ten kraj, co Boży i nasz z pierwowieku. Jeśli ma tam być zdeptany człowiek słobodny, to niech lepiej czorci zasypią głazami całą Wierchowinę zieloną. Niech na Ihrecu siądzie i rozwali się cielskiem plugawym sam Pekùn-Archijuda, niech z pyska głazy w dolinę wypluwa.
Ależ my dobra chcemy, chcemy z tobą pobratymstwa, cesarzu! Już na to przysięgę daję tobie i twemu chłopczynie. Jeśli potrzeba, będziemy bronić i ciebie i chłopca od Turka, czy od Moskala, czy zaraz tu od tych Francuzów bezbożnych. Zawsze z tobą pójdziemy, ale nie chcemy głów obsmuszać, na podobieństwo pańskich psów sparszywiałych. Nie będziem siedzieć po kasarniach i hofach kryminalnych. Nie chcemy kamaszy wciągać, co, widać, zdjęte z trupów, i tak ubierać się — każdy jednakowo — że go rodzona matka w kupie nie dojrzy.
Nienawistne nam wszelkie prawo, co włożone na nas, jak pętla na psa, jak skałusz na więźnia. I takie tylko prawo hodować będziem, co z umowy otwartej, ze ślubu słobodnego zrodzone — jak dziecię gazdowskie.
A ty, gazdo mocny, wstań! Natęż oczy, każ sobie podać szkła molfarskie, ciśnij słonkowe spojrzenie. Spojrzyj z góry, z przystołu, co się dzieje w twych krajach. Spojrzyj na miasta, spojrzyj na sioła, co tam nabroili posiepaki. Jak twoja starszyzna cesarska poniewiera, marnuje naród. Słychać o twoim państwie, że tylko korzenie są zdrowe, a pnie spróchniałe. Wstań, ujmij mocno bardę cesarską!
Myśmy już dopomogli tobie, cesarzu. Napędziliśmy całe posiepactwo, te szczury, co twoje i nasze gazdostwo zjadają, a chłopaczkowi twemu obdarty świat zostawią. Poniszczyliśmy ich hadiucze gniazda i nory, sztajeramty i mandatorie, aby już nie mieli gdzie popasać. Ale z tobą chcemy jednania, chcemy pobratymstwa. O to jedno cię prosimy, pobratymie honorowy, aby u nas pozostała stara słoboda. Wtedy nawet z panami będziemy żyć w zgodzie. Niech żyją sobie na pańską modłę, a my na swoją. Niech idzie do nas w gościnę, kto chce z całego świata bożego. Będziemy mu szczerzy, będziemy mu radzi. Byleby tylko nie śmiał kryć się z niewolą za plecy Twoje — za cesarskie. Bądź gazdą i sędzią bądź, jak sam Bóg, a nam sąsiadem, jak ta wielka Czarnohora. A my co roku przynosić ci będziem na koniach złoto, skarby z komór zaklętych aż tutaj do dworów cesarskich. Dotrzymamy, czego sam zażądasz!
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/459
Ta strona została skorygowana.