Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/460

Ta strona została skorygowana.

Na wszystko przysięgę kładziemy mocną, tak ci przyrzekamy, zaprzysięgamy! —
Na te słowa Dmytrowe nagle w górę podnieśli wszyscy posłowie mosiężne topory, groźnie błyskające, ze szczękiem skrzyżowali je nad głową Dmytrową i tak, gwoli przysięgi, je trzymali.
Gdy Dmytro przemawiał do cesarza, pończosznicy czasem coś szeptali do uszu pańskich. Cesarz słuchał, to znów patrzył na junaków okiem dobrym, łaskawym i siwą głową kiwał równiutko.
Potem śpiewali cesarzowi. Śpiewali starą pieśń o mądrym cesarzu Salomonie, śpiewali nową, sławną Dmytrową pieśń o słobodzie. Pląsali taniec świąteczny z toporami. Pląsali posłowie starzy, siwi i kudłaci, pląsali też młodzi, kędziorni. Śpiewali przy tym pieśni prastare, kolędy. Jeden Dmytro stał w środku, toporem wywijał i tak śpiew poczynał:

Trzy radosteczki, trzy daruneczki.
Raduj się!

Jemu zaś odpowiadali junacy tak hucznie, aż powała w dworze cesarskim się wstrząsała:

Daj tobie Boże szczęście i zdrowie.
Raduj się!

Wirowali tak naokoło Dmytra z toporami, podnosili i przerzucali bardki podczas tańca, to znów przyskakiwali ku cesarzowi z podniesionymi, błyskającymi bardkami, że pończoszniki mimo woli przybliżali się do swego pana, jakby go chcieli od bardek ostrych ochraniać. Tymczasem cesarz cieszył się, przypatrywał się ciekawie, dziwował się tym pląsom, jakby weselne harce orłów skalnych oglądał, dziwował się, jak to ani razu żaden bardki ciężkiej, kilofowej nie uronił, jak to ani jeden z nich drugiego nie skaleczył, ani nie drasnął.
Oddali cześć cesarzowi. Skończyły się śpiewania i pląsy.
Teraz wystąpił jakiś bardzo stary pończosznik, z pańską, kwaśno nadętą miną, a uderzywszy trzykrotnie cienkim toporzyskiem, tak długim jak trembita i kwacząc jak kaczka, nakazał coś. Znaczyło to, że sam pan cesarz będzie przemawiać. Wszyscy umilkli. Cesarski gazda pociągnął mocno swą złotą fajkę, aż ten kamień krwisty, co z przodu był, łysnął i zaiskrzył się krwią, jak oko smokowe.