glaków nieociosanych. Na odgłos tupotu kopyt końskich wybiegli z chaty Czuprejowie.
— Hospody! — przeraził się watażko Czuprej. — Nie bój się mój mileńki, jakoś to będzie — uspakajała go Małanka.
Ojciec jeszcze nie zlazł z konia i dalejże z wrzaskiem okrutnym: — Gdzież te piątra?!
— Zaraz, ojcze, pokażemy piątra.
Pomogli staremu zsiąść z konia, zaprowadzili go do chatynki. Pokazali mu ogromną hrubę, piec potężny, co połowę izby zajmował. Siedli na przypiecku, objęli się czule:
— Ot, tu jest, ojcze, jedno piętro — wskazali, uderzając dłońmi po przypiecku. Potem prędko oboje wskoczyli na zapiecek. Położyli się tam na liżnykach, powiadając:
— Ot, tu jest drugie piętro. Na tamtym pierwszym jesteśmy szczęśliwi, a na drugim jeszcze więcej.
Stary Kajtan wielką miał ochotę dosięgnąć ich kosturem. Było mu jednak za wysoko. — Ha! bądź co bądź piątro. — Olbrzym Czuprej zaś, co niegdyś takiego połatanego szłapaka palcem by powalił, siedział cicho wraz ze swoją Małaneczką na drugim piętrze. Czekali tak, aż stary się udobrucha. Przyrzekli mu wreszcie — na wszystkie świętości — że postawią nową, pyszną grażdę gazdowską. Wytłomaczyli, że tu z piątrami nie ma co zaczynać. Nakarmili go, ugościli jak to w górach, stary przespał noc na grubych liżnykach, na drugim piętrze — wcale dobrze.
Ale nie głupi był Kajtan do takich piąter rodzone, lube złoto dokładać. Kazał sobie jeszcze doładować do berbenic świeżej bryndzy górskiej. Wrócił do Kut choć tyle zadowolony, że pieniądze zostały mu w rękach, że za ból i za fatygę dostał za darmo świeżej bryndzy górskiej na całą zimę.
Od tego czasu Czuprej zajęty był budowaniem nowej, przestronnej chaty. Grażdę tę potem na żart piątrami nazwano.
∗
∗ ∗ |
Tak rozproszyło się towarzystwo hukowe, pobratymi i stronnicy Dmytra. Wyparowało to gdzieś, wsiąkło w góry. Wasyluk jednak nie zamierzał ich zwoływać, ani ściągać. Nie chciał nikogo namawiać, ani przekonywać. Czekał na swoją chwilę.
Właśnie na święto Dmytrowe, w sobotę dziadową jesienną wybrał się Dmytro do cerkwi, by odczytać patent cesarski, by