i sennie płynęły jak wody — to jakby rozmowy z nimi, słowem gorętszym, bardziej tęsknym wyrywały się poprzez mgły:
— Ojcowie słodcy, dziadowie dobroczynni — gdzież wędrujecie? Jakim płaikiem słonkowym się trudzicie? Na jakiej połonince zapasznej nabywacie się, odpoczywacie? — Pokój z Wami święty — Łaska boża słoneczka. —
— Zostawiłeś mnie na tęsknotę lutą. Dusznica tęskna dławi serce! A tobie czyż nie gorzej jeszcze beze mnie, słodeńki, gdzieś tam bezdrożami, niebiosami tymi się samotnisz. — Hóspody pomyłuj!
— Kto sierota sierotsza dziecino? Ty sama tam u bożych progów, u brzegów niebieskich, czy ja tu wierzba jesienna, obdarta, bez płodu?
Po modlitwach, po traktamentach, po posiłku i wypitku tędzy poczynacze, starcy podochoceni, pląsali koło grobów dla dusz tych ojców i dziadów, co przebywają na tamtym świecie. Klaskali w dłonie. Wykrzykiwali starą pieśń:
Dla Was Wy dusze!
Dla Was Wy dusze!
Klaszczem w ładosze.
Długowłose, barczyste postacie tańczących starców ukazywały się na chwilę, to znów znikały we mgle. A wtedy i głosy ich oddalały się i tonęły w szumie wód. Znikali tak, jakby przedzierali się już w świat zakryty oczom śmiertelnym, gdzie ich przodkowie, ojcowie, pobratymowie patrzą z góry litościwie, przyjaźnie na tych, co ich wspominają, błogosławią tych, co czczą obyczaj stary. —
Wtem błysnęła wśród mgły złota laska patentowa w rękach Dmytra, raz i drugi, temu i owemu w oczy.
Zaraz po całym cmentarzysku szept o niej poszedł: „Laska cesarska, — berło gubernatorskie w rękach Wasyluka“. Jakby blask przeleciał przez mgły. Czy ze smutku i żalu za dziadami, czy z radości świątecznej już dobrze sobie podpili ludzie. Prędko wstawali z grobów, ale coś długo szukali laski złotej. Natykali się jeden na drugiego, jedna gromadka na drugą. Zatarasowywali sobie drogę. Jeden za drugim gdzieś krążył, a zamiast przybliżyć, oddalał się od laski. A tłum coraz większy nabrzmiewał. Kolisko ludzkie ciągle tłoczyło się i wirowało. Mało kto widział laskę. Niewielu widziało samego Dmytra. Ci co byli całkiem blisko, oglądali i podziwiali laskę. Jedni pytali szczerze, choć nieśmiało, a inni wstrzemięźliwie, su-