tężnymi do słupów, tak wielkich jak Szpyci, siedzi sam Arydnýk. Archijuda, ojciec niezgody, cesarz przemocy, dobrodziej niewoli.
Tamtędy światło nie dociera, bo dane tam prawo mrokom, pieśń tamtędy nie doleci, odbije się od mgieł, bo tam jest prawo dane ponurości i złości. Dziadowie błogosławieni wymietli z pamięci myśl o tym miejscu, Bóg o nim zapomniał. Gdyby wspomniał na chwilkę, światło zaczęłoby tamtędy płynąć i znów nadużyłby światła czarny knieź. Arydnýk gryzie wciąż zębami tok miedziany i skały. Wciąż krew mu rzyga z pyska rzeką. Wyczerpałby się, uszłaby zeń krew i moc wściekła, ale sługusy, czarcięta i hajduki czartowskie przynoszą mu wciąż nowe siły.
Łażą po świecie, czerpią krew ludzką, siłę ludzką i niosą w wielkich bordiuhach kozich do swego cesarza. Tam gdzie niezgoda, gdzie przemoc, gdzie niewola, gdzie chlusta się krew ludzka, gdzie marnuje się życie, tam chłeptają czarcięta i posiepaki krew. Wpuszczają ją do bordiuhów, niosą swemu watażkowi. Nabiera siły. Im więcej ludzi na świecie, im więcej pieniądz nimi rządzi, im więcej rzezi, przemocy, niewoli, tym mocniejszy Archijuda. Wszyscy hodujem go pilnie. Do czasu trzyma go w mocnych kleszczach Boże zapomnienie. Ale dodaje mu siły krew chrześcijańska, ludzka krew nachłeptana.
Czasem już rozgryzie łańcuch, nadszczypie bryły miedzianej Arydnýk. Wtedy i we śnie bożym czasem się ukaże. Ciemny cień przyśni się Panu Bogu. Widać, tężeje wróg. Nadzieja czarna w nim burzani się, rozrasta. W kaluchach jego wre krew ludzka, grzeje go. Całe pokolenia zdeptane, zmarnowane, wyssane, wybite, dodają siły ogromnym kaluchom. Pęcznieją jak morze kaluchy, bulgocą gromem. Czasem już słychać go spod ziemi. To morze krwi burzy się, grzmi w kaluchach czartowskich. W szale coraz większym rozgryza łańcuchy, skały i tok miedziany. Wciąż traci siły, ale nowych nabiera. Coraz potężniej gryzie kajdany. —
— Cesarz chrześcijański Józef wzywa was, byście na nowo związali Archijudę, wywrócili jego porządki, nie dali mu ssać krwi i doli człowieczej. Potężne serce mego pobratyma Józefa. Trzyma miecz w pogotowiu, a rządzi oczyma. Gdybyście zobaczyli oczy cesarskie, gdybyście zobaczyli ręce czarodzieja, nie kłócilibyście się ani chwili. Biedaki dzielić chcą świat i młócić, bogacze mleć i chować do stodoły, a Żydzi sprzeda-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/486
Ta strona została skorygowana.