Nie tylko pouczali, także na rozkaz krajsamtów zaprowadzili tę — politykę... Każde dziesięć chat we wsi powinno było mieć nastygacza, zwanego dziesiętnikiem. Dziesiętnik miał donosić atamanowi, czy wszyscy ludzie żyją spokojnie, „czy nie mają jakich złych zamiarów“. Miał też uwiadamiać atamana, który gazda kiedy wyszedł ze wsi, a co najmniej raz w tygodniu miał rewidować podległe mu chaty. Nad dziesiętnikami i całą gromadą miał nadzór ataman. Nad atamanami z kilku wsi i nad wszystkimi miał czuwać sam ksiądz. Przed chatą dziesiętnika zawsze przygotowana cziuha być miała, a przed chatą atamana dwie cziuhy, by można zbierać routy i alarmować je w razie rejwachu, zbiegowisk i buntu.
Choć niesamowicie to wszystko się zapowiadało, ludziom wydało się to śmieszne: potężne nogi, nogi wielitów, musiałby mieć taki dziesiętnik, a jeszcze potężniejsze ataman, gdyby w każdym tygodniu przynależne doń chaty miał kontrolować, oblatywać po puszczach i górach. Toteż ci urzędnicy boży, naznaczeni przez księży, ułatwiali i umilali sobie urzędowanie, jak mogli. Gdy przychodził dziesiętnik w służbie do chaty, pito dobrze, a gdy ataman, to już nad miarę. Wcale nie trzeba było rewidować chaty, ludzie sami wszystkie trunki, jakie tylko mieli, stawiali na stół — na cześć urzędnika bożego. Zbiegowisk gdzie indziej nie było już, tylko tam gdzie urzędnik boży zagościł, bo wszystko co żyło, zlatywało się z daleka, gdy zasłyszano, że — rewizja. Na rewizyjnej tołoce tak wytańczono i wyobracano bożego urzędnika, że choćby nie wiem jaki gorliwy do rewizji, to jest łakomy do wódki i miodu w dalszej chacie, musiał to odłożyć na później. A inni gazdowie mieli czas przygotować się godnie do dalszej rewizji, do ucztowania. A że była słoboda to i urzędnik boży wdał się czasem w bijatykę. Tylko że jakoś nie lubił o tym rozgłaszać, nawet niejedno co tam dostał w tłoku, ukrywał zapobiegliwie. Toteż księża radzi byli, że tak sprawne boże urzędy, że taka zgoda i bezpieczeństwo po wsiach, że ludzie nie mają złych zamiarów, że są wierni i oddani cesarzowi. Z dumą meldowali o tym urzędom cesarskim.
Szkindowie i ich stronnicy wskazywali głośno, jaką to kraśną słobodę zaprowadził Dmytro, że do drugiej wsi nigdy przejść nie można bez bijatyki. Śmiali się, a ich pobratymi wtórowali im, że Dmytro, wraz z samym Panem Bogiem, i z panem cesarzem, tak mądrze rządzą Wierchowiną sławną. Bo tak sam przecie na chramie wyraźnie zapowiedział: że cesarz ma odtąd
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/491
Ta strona została skorygowana.