kupili ziarno. Sześćdziesiąt terhów dowieźli na Kosmacz. Z pomocą ludzi tamtejszych, nagradzając zbożem, przewieźli ziarno na koniach, tu i ówdzie wołami, gdzieniegdzie na karczuchach, wciąż idąc samymi grzbietami i gruniami po stężałych śniegach, nieraz pośród wichrów najgorszych, co oddech tak zapierały, że trzeba było się kłaść na ziemi, by je przeczekać. Doliny i płaje tonęły bowiem w roztopach i grudach, a lasy w zaspach śnieżnych. Podczas przeprawy nasłuchali się wieści o głodzie, napatrzyli się obrazów głodu i widm głodowych. Po drodze w niejednej chacie zostawili nieco zboża. I tak w końcu przykoczowali ziarno ma Jasienowo. Dali znać ludziom, by schodzili się po nie. Choć trudno było uwierzyć, by w taki czas ktoś przywiózł ziarno, ludzie z coraz dalszych osiedli schodzili się na Jasienowo. Błogosławili Dmytra i Kudila. Niektórzy całowali ich ślady na śniegu. Nim doszły wieści do dalszych osiedli, nie było już prawie zboża. Rozdzielano je w coraz mniejszych porcjach i już niektórzy odchodzili z płaczem, że nic prawie nie przyniosą dziatkom, czekającym na wierchu w chacie.
Niektórzy wcale do chat nie wracali, wałęsali się po Jasienowie. Gdy trochę śniegu stopniało, jarami pokazały się młode pokrzywy. Ludzie cięli je i piekli matarżannyki z pokrzywą, siekąc ją i dodając do mąki. Zdarzało się coraz częściej, że po chatach dzieci puchły i gorączkowały. Czas głodowy wlókł się ciężko, jakby komu za karę zwój łańcuszków żelaznych przywiązano do nogi, i skazaniec taki szedł przed siebie, odwijając zwój, za nim zaś po drodze wlókł się łańcuch ciężki bez końca.
Wtedy to Dmytro na niedzielę Wielkanocną zwołał wraz z Szumejem co znaczniejszych i bogatszych ludzi z całych gór, duków, atamanów, starców i sądków dawnych do chaty Szumejowej. Szumej pospraszał jeszcze wszystkich, co mieli jakieś znaczenie: przemówników, poczynaczy, mistrzów różnych. Powoli schodzili się goście. Szumej także wielu biedaków, co kręcili się po Jasienowie, pozaciągał do chaty. Cieszył się Szumej gośćmi. Ponastawiał szeregami berbeniczki z gęstą huślanką zimową, duże koryta jesionowe z bryndzą. Na krążkach jaworowych stały delikatne, pulchniutkie i bialuchne budze, a dalej całe stosy placków jęczmiennych. Były tam i prosiątka i jagniątka pieczone i dużo jaj. Także kraśne pisanki zdobiły stół i parę baryłeczek pisanych ozdobnie. Poznać było, że w baryłeczkach tych coś dobrego na dodatek, na ochotę: czy to wód-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/500
Ta strona została skorygowana.