mocno ciała, luźnie jakoś na ramieniu przykucnięta, jak kura przestraszona przez jastrzębia. Ale cóż? Trudno znaleźć mądrzejszego człowieka od tchórza. Kiedy w jakiejś dziurze schowany portkami trzęsie, ma czas myśleć, kogo się bać i jak się zabezpieczyć. Wiedząc to Dmytro, zaprawiał ministranta do ustawiania wart, rozumiejąc, że trzęsiskóra potarfi najlepiej pilnować, a taki zuchwalec jak Czuprej nawet pod szubienicą zaśnie. Pilnując własnej skóry, Gienyk pilnował towarzystwa, rozstawiał, zmieniał i kontrolował warty, a zawsze miał najlepsze wiadomości o puszkarach, o routach, o wojsku.
Gdy przyjechali nowi wysłannicy, krajskomisary i różni urzędowie do Kut, Gienyk zgłosił się do nich, ofiarował swe usługi, co dnia nowe, a najdokładniejsze wieści znosił im z gór. I dla nich stał się niezbędny. — Poprawiając się w tym miejscu Andrijko powiadał.
— Widać, że tchórz tylko na początek najmądrzejszy, a w ostatecznym rachunku głupszy od najbardziej zatkanego durnia. Nie może postanowić kogo się bać najwięcej, boi się wszystkich razem i za porządkiem.
I oto zaszumiała z Kut wieść niesłychana. Nie kto inny ino ministrant wzywał wszystkich w imieniu cesarza. Wzywał junaków i watażków, wzywał ich dawnych prześladowców policjantów wiejskich, atamamów, puszkarów. Wzywał duków i biedaków, wszystkich w imieniu cesarza tak jak niegdyś zapowiedział Dmytro w Dziadową sobotę. Wzywał by każda gromada wysłała ludzi z końmi do Uścieryk, bo tam się zjawi Barabola cesarska, aby wszystkich nakarmić.
Wieść niesłychana, wieść szalona. Ministrant w imieniu cesarza! Głód zaledwie ucichał w kraju, a tu nowa jakaś bieda zbliżała się jak zawsze, od miast, od Kut. Gubili się w domysłach: niektórzy, że urzędy wszystko sfałszowały, inni że panowie zastraszyli starego cesarza. Ci co najbardziej świadomi szeptali, że księżniczka fałszywa albo zbuntowała się przeciw cesarzowi. Byli i tacy co uwierzyli, że księżniczka Barabola nakarmi lud, potem zagrzmi groźnie, zagadeczki wstaną, a biedacy zejdą na doły, zamieszkają po dworach i miastach i będą odtąd żyć w dostatku.
Tak czy inaczej, zewsząd śpieszyli ludzie do Uścieryk na wezwanie. Ściągali się i tacy, co biedowali długo, głodowali do niedawna. Bo usłyszeli, że ma być na zawsze koniec głodowi. Z daleka nie poznałbyś, że przebyli głodną wiosnę, bo każdy, kobieta czy mężczyzna, ubrał się jak mógł najświetniej.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/513
Ta strona została skorygowana.