nikt nie wiedział gdzie, jak i kiedy. I że z tego wiele narobiło się zamieszek i biedy.
Andrijko wiedział więcej. Opowiadał, że gdy przyszły znaki cesarskie, z wielką paradą przyjmowany, wjechał w góry sam Graf cudzoziemski, zaufany pobratym cesarza, przyjaciel narodu, wróg mandatorów. Wszyscy o tym wiedzieli, błogosławili go, gdy przejeżdżał. Starcy na piecu leżący, kazali się wynosić przed chatę, by, jak powiadali, przed śmiercią zobaczyć brata cesarskiego. Mandatoria złotem płaciła za każdą wieść o każdym ruchu cesarskiego wysłańca. Kwiatkowski przebierał się za żebraka, łaził po górach, najmował sobie szpiegów, by łazili krok w krok za Grafem. Naprzeciw Grafa wyjechał pan Oświęcimski. I choć przewodnicy, dani Grafowi przez urzędy, wciąż wciskali się między nich, by im przeszkadzać w rozmowie, Pan Oświęcimski rozmawiał z Panem Grafem różnymi pańskimi językami. Graf mówił mało, słuchał przeważnie. Pytał wciąż o Hołowy, wymawiał to z cudzoziemska, ale każdy słyszał i mógł zrozumieć. Na koniach było dużo kufrów, których wciąż pilnował i doglądał pomocnik Grafa. Graf zawsze przy sobie miał jedną skrzyneczkę. Gdy dojechali na Hołowy, wyciągnął zza pazuchy list z czerwonymi pieczęciami. Pytał o Dmytra, kniezia hołowskiego. Mówił, że ma do niego z Wiednia trzy słówka. Że chodzi mu o ziele rzadkie a ważne. Pan Oświęcimski tak to wytłomaczył, a wielu ludzi słyszało. Graf czekał na Dmytra i na Sztefanka. Odpoczywał i chodził tak sobie tymczasem po bukowinkach. Zanim Dmytro i Sztefanko nad wieczorem wrócili z Kremenicy, znikł gdzieś Graf cudzoziemski. Szukano go całą noc, szukano i dzień następny. Pomocnik Grafa lamentował, wznosił ręce do nieba, tłomaczył panu Oświęcimskiemu, co tamten i bez niego wiedział, jaka to ważna, światowa osoba. Odnaleziono tylko kilka śladów, idących ku puszczy, wraz ze śladami dwu ludzi w postołach. Więcej nic nikt nie mógł odnaleźć... Stary Klam wybadał, że tejże nocy znikł ze wsi Pletień. Czyhano nań, gdy wróci. Kiedy po kilku dniach wrócił, Klam, Czuprej i Kudil schwytali go, przyprowadzili do jego własnej chaty, przywiązali do ławy, rozebrawszy wprzód. Grozili, że będą mu lać smołę na brzuch. Wzywali go, aby się przyznał. Pletień płakał jak małe dziecko, wylewał łzy, ale nie przyznawał się do niczego. Siostra Pletienia poleciała po Dmytra. Dmytro nakazał puścić Pletienia. Tymczasem w chacie jego znaleziono wiele rzeczy Pełecha. Teraz zrozumiano wszystko. Sztefanko od dawna mówił, że należy strzec
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/527
Ta strona została skorygowana.