teraz tak wspominają: „Nie było takiego i nie będzie. Znajdźcie, panowie, takiego, choć jednego pokażcie na świecie Bożym. To była wspaniałość i delikacja“.
Podziwiano go tak, że nie zdziwiono by się, gdyby wówczas znudził się nagle zbyt długą drogą i frunął sobie ogierem z drzewa na drzewo, a ogier zarżałby gdzieś z wysoka nad głowami płoszącej się chudoby. Czarów u nas obfitość, tych różnych prądów, poczynań i czynków, i jak się to wszystko rozmaicie nazywa. Czarami ani żadnym innym cyrkiem nikt u nas nie da się olśnić. I prawdę mówiąc, gazda niezależny, chociaż szanuje czarowników i nie obraża ich nigdy, ani z nimi się nie zadziera, woli się bez nich obejść. Tak właśnie czynił Foka, co będąc chłopcem jeszcze chadzał do dziada gromowego na wierch Ihreca, ale wcale nie po to, by praktykować jako czarownik. Tylko po to, aby dać się oświecić, że naokoło nas wszystko kiwa, szepcze, ciągnie nas za włosy, za ręce albo za poły, aby nas przestrzec, aby pokazać, że przyszłość najbliższą czy dalszą można odgadnąć. Foka wypełniał sam wszystkie obrzędy tajne i jawne według starej prawdy, ale do czarownika żadnego nigdy nie chodził, ani razu. Podziwiano go właśnie za to, że nie fruwał z drzewa na drzewo, a przecie co dnia powracał do dawności, odnawiał ją i odmładzał. Po tym poznać gazdę. Był ostatnim z rodu Szumejów, a już kilkanaście lat po jego śmierci opowiadano sobie (i nawet zapisywano, jak świadczą o tym książki niby ludoznawcze), że był on dziadkiem słynnego watażka Dobosza, z czego by wynikało, że żył w początkach XVIII w. A pół wieku później, już za naszych czasów, zaliczono go wraz z dawnymi do największych ludzi starowieku.
Był ostatni na drodze, choć bez trudu mógłby wyminąć i wyprzedzić pochód połoniński.
Witano go i wówczas wszędzie w dzień Rozłączenia i, choć już droga była wolna, ani on ani towarzysze jego nie mogli wziąć rozpędu. Bo wszędzie, przy ujściu potoków do Rzeki, a ścieżek do drogi, czekały nań mniejsze lub większe gromadki. A on wszędzie zapraszał, tak ważnie-poważnie, a tak wesoło i swobodnie, i z tak zagarniającą, mocną słodyczą, jak tylko jeden Foka umiał pod słońcem.
Najwięcej ludzi zebrało się na wielkim rozdrożu żabiowskim, tam, gdzie, jak wyliczają, zbiega się dziewięć dróg, płajów i ścieżek. To miejsce próby i tam mogłoby dobrze zawirować w głowie, jak zawirowało przed kilku wiekami Bia-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/53
Ta strona została skorygowana.