machać bardami. Routary bili konie kołami, żandarmi i strzelcy zarzucili junakom powrozy na głowy. Pościągali ich z koni, Kudila obezwładnili od razu, a Czuprej rzucał się jeszcze, ciskał, kopał i miażdżył kułakami przeciwników. Za to okładali go kołami bez miary. Nakryli go kołami. Pokonała ich wszystkich kupa i ciasnota płaju. Po niewczasie żałowali, że zdali się na babską komendę, zamiast okrążyć pochód gdzieś na dole lub napaść z boku, z lasu.
Gdy już związano ich wszystkich, cała czarniawa zwróciła się ku Ołence. Ołenka posuwała się naprzód tuż nad samym urwiskiem. Po lewej stronie miała luzaka. Ten wierzgał i kąsał naokoło, nie dawał do niej przystępu. Ale dosięgły ją strzały z pistoletów. Po skroniach spływały strugi krwi, cała koszula była czerwona. Prawie mdlejąc, strzelała, miotała bardy. Routary opowiadali później, że niejeden krzyżem się żegnał, gdy patrzył na nią. Nie wiedzieli, czy mają żałować ją, czy postawić zaklęcia od wiedźmy. Gdy ustrzelili jej luzaka, gdy ścisnęli się wokół niej, jak Syrojidy niezliczone, gdy już mieli ją pojmać, ostatkiem sił pocisnęła wierzchowca. Skoczyła w dół, w gęstwinę przepaścistą. Nikt jej już nigdy nie zobaczył, ni żywej, ni martwej. —
Wzeszło Słoneczko, wleciało wozem ognistym. Ujrzało Hołowy rozgromione. Ujrzało, co przez noc nabroiła dziatwa ciemności. Zakryło się chmurami.
Pochód cicho i ponuro posuwał się naprzód. Cisza ogarnęła Hołowy.
Z dołu, z Krasnojyli Dziwo Górskie dzwoniło na trwogę. Daleko płynęły ciche i smutne dźwięki. Ginęły daleko. Jakby ptaszyny niebieskie rozsypały się po puszczach, pod uderzeniem czarnego ptaszyska, jakby stamtąd z ukrycia gwałtowały i kwiliły. Na rozkaz skoczyli żołnierze ku dzwonnicy, by pojmać dzwoniącego. Nie zastali już nikogo. I ci właśnie żołnierze luterscy pogruchotali kolbami Dziwo Górskie. Tak świat oddali Archijudzie bez sporu. Sami dzwonili sobie łyżkami. Cóż im to, że służki czartowskie mnożą się bez dzwonów...
Tak się skończyła obrona Holów. Tak opowiadał Andrijko.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/535
Ta strona została skorygowana.