Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/543

Ta strona została skorygowana.

I dalej, trzymajmy się tego, co opowiadał Andrijko.
Z początku posiepaki kuccy próbowali zaprowadzić dla nowych więźniów egzecyrkę wojskową. Zapowiedzieli, że będą gwizdkami komenderować, a na te znaki więźniowie winni kłaść się albo wstawać. Ale hou! hou! to nie katownie naszych czasów, gdzie po kazamatach ludzi przerażonych, gwizdkami jak psy uczono i ćwiczono. Kto ból ma za nic, a bicia się nie boi, i może jeszcze jego się boją, takim nie będą komenderować posiepaki ani kuckie hycle, choćby państwowe. Musiano od razu rozpocząć od mocniejszego wina, sięgnąć od razu do mąk surowszych.
Przed katowaniem i po katowaniu przyprowadzano więźniów do protokołu, albo przychodził do cel sam justicjarjus, jak go wówczas zwano ciuciureusz. Bez przerwy przyprowadzano z wszystkich wsi świadków do protokołu i od razu między słobodnym ludem rozeszły się w najdalsze zakątki wieści o nowej katowni, o prawie szubienicznym.
Dużo było posiepaków obrzydliwych, na których wspomnienie później spluwali i żegnali się górscy ludzie. Ale najśmieszniejszy chyba był, znany wszystkim z protokołu, stary ciuciureusz. Po lewej ręce górę papieru miał, tak opowiadano, aż strach brał, a po prawej ręce kilka kart. Dniami i nocami ciął pióra gęsie, cięgiem skrzypiały pióra, on smarował wciąż a smarował, a ta góra papieru z lewej strony nie umniejszała się. To jakby piekielna kara jaka. Nie przepisać mu, nieszczęśnikowi, tego całego stosu papierów do końca życia, ani chyba na tamtym świecie.
Mandator, wojskowa osoba, od razu jądra zamierzał wyszarpnąć buntowi, wyrwać z korzeniem na zawsze. Dlatego sięgnął po Dmytra. Ten hołowski knieź, który przechwala się pobratymstwem z cesarzem (włosy stawały dęba mandatorowi), ten czarownik, od którego groźby nieuchwytne płyną — to zbój zwyczajny, który napada na karawany, wiozące ziarno w czasie głodu! To było przemądre oskarżenie mandatorskie. Spodziewał się zyskać świadków na wszystko. Kwiatkowski tak go zapewniał. A on cudów spodziewał się po Kwiatkowskim.
Przymusowo sprowadzono i przesłuchano niezliczonych świadków. Okazało się, że Dmytra otacza powszechna życzliwość, współczucie, a nawet podziw, że wszyscy go mają za pobratyma cesarskiego. Nikt nic przeciw niemu nie chciał świadczyć, prócz jednego Kwiatkowskiego. Żałował może bombier Brnek, że tak szczupła nowa katownia w Kutach, że nie rozpo-