Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/549

Ta strona została skorygowana.

— Jego Majestat, Najjaśniejszy Pan raczył mi dać po pysku... Brnatzik! Herstellt — słyszysz? Uznanie za pacyfikację... Spełniony ten tego Etats — doczekał się... Wyszczególnienie na piśmie, ordery, spokojny urząd pocztowy na stare lata...
Brnek rozpłynął się w błogości snu. — —
Trzeba tu właśnie z żalem przyznać, że są na szerokim świecie sprawy, których wcale nie rozumiał Andrijko. Nie rozumiał, bo nie przeczuwał, że opowieści jego na papierze będą karbowane i odbite, dla obcych ludzi, z obcej kości, obcej krwi... Jemu się tedy zdawało, że wszyscy ludzie szczerzy, jak to mówi, prości, będą współczuć z Dmytrykiem, a gardzić mandatorem. Tymczasem w dzisiejszej dobie tylu ludzi jęczy po katowniach, a tylu jeszcze jęczeć będzie przez długie lata, że widzi się tylko liczebny rozchód zamęczonych ludzi, w ubytku ścierających się potęg. A o jakiegoś tam śpiewaka przykutego do podłogi nikt dbać nie będzie. Prędzej już ten i ów zrozumie Brneka — co choć po pijanemu — — jednak, jak to mówią, fundamenty zakłada państwowe. A cóż znaczy taki samotny człowiek, chociażby zamęczony, a do żadnej fury nie przyczepiony?
Ludzie jednak nie są źli. Szczątkowo przejawia się, nieobce ludzkiej naturze współczucie i w nasze czasy, przynajmniej w stosunku do zwierząt. Szczególnie do dzikich zwierząt, bo ich już nie ma. I choć mało kto zastanowi się nad tym, jak to tysiące bydła codziennie ze stepów idzie na ubój, a tak jest wszystko świetnie urządzone, że każdy wół ledwo mrugnie, a już jest konserwą, to jednak ochrona tego, co wyginęło albo niechybnie wyginie, czasem zajmuje umysły i serca. Zapewne też i niejednego jeszcze nawet wzruszy, gdy mu się opowie o pojmaniu i ujarzmieniu dzikiego bawołu, o jego dzikiej rozpaczy, o niedźwiedziu w kleszczach rozognionych, o orle w łańcuchach na nogach.
Spójrzmy na Dmytryka jako na zwierzę z ginącego rodu, na dziwotwór puszczowy starowieku, pojmany i przykuty do klatki. I to otworzy nasze serca dla opowieści Andrijkowej.
Tej dziwnej nocy letniej Dmytro otrzymał molfarską wieść, że znaki cesarskie już nie przyjdą. Wiedział już na pewno, że nie żyje stary cesarz. Płakał w samotni piwnicy, że rozbite wielkie poczynania, zniweczone nadzieje słobody wielkiej, że i jego życie całe zniweczone. Już tylko wisiała nad nim