Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/555

Ta strona została skorygowana.

o swej doli i uciesze zapomniał, tak serce bolało go o tych biednych, męczonych ludzi, jak gdyby o własne cielęta, jak o tę Biłanię delikatną. Następnego zaś poranku zerwał się ze snu Hrycio Bahàn zbudzony okrzykami. Troskliwie i ostrożnie wypytywał teraz kuma, ale ten, zemdlony nie dawał odpowiedzi. Wszyscy więźniowie uwierzyli słowom Dmytra o śmierci mandatora, tylko jeden Hrycio myślał, że kum cierpi na zmorę senną, że pewnie gdzieś z puszczy przyleciała ogoniasta biesica i dręczy nieboraka. Dmytryk zaś kiedy ocknął się z omdlenia, od razu wspomniał, co mu przedtem, uśmiechając się, szepnęło słoneczko. Przez ścianę katowni zaczął ważną rozmowę.
— Ty dzisiaj, Hryciu, idziesz na wolę, a nam szubienica pisania. A kum twój rodzony pierwszy z linewką się zapozna. Ale patrz: dziś rano zabiło mandatora słoneczko. I słoneczko, słyszysz, samo słoneczko nakazało, że ty masz nas zwolnić.
Hrycio nie od razu odpowiedział. — Jawna rzecz, że biesica dalej termosi kuma. —
Nie śmiał mu się sprzeciwiać, a szczerze chciał mu pomóc. —
— No, to chyba trzeba pójść nad Riczkę, dzwonami cerkiewnymi wszystkie sioła zwołać. Powiedzieć im, że sam Dmytro nakazuje iść z toporami na katusz. Idę zaraz, biegiem, niech tylko mnie puszczą. Sam w dzwony bić będę.
— Hrycuniu, nie tak to. Gdy tylko zaczniesz bić w dzwony, puszkary pierwsi się zlecą. Złapią cię, zwiążą i znów tu przywloką. Nie wszyscy wiedzą jeszcze, że mandatora już nie ma.
— Cóż tu robić, kumie słodki? — powiadał Hrycio.
— Słuchaj dobrze: masz pójść do miasta, biegiem. Kupić miodu i szpirytusu. Wymieszać to dobrze. Wrócisz tu potem do dozorcy wartowni. Zaprosisz go. Upijesz go dobrze, a tych psiołupów-posiepaków także. Niech tak do wieczora żłopią. Ale ty sam nic nie pij, bo nieszczęście! Przed wieczorem, gdy już dobrze zaczną chrapać, wykradnij dozorcy wszystkie klucze. I otwórz mój katusz. Z resztą my sami damy sobie radę.
Dmytryk mówił szeptem, coraz ciszej, aby nikt nie słyszał. A Hrycio zobaczył, że biesica popuściła, że Dmytryk już całkiem chrześcijańskie, rozumne dumki ma w głowie. Nagle ogarnął go strach, jakby się przepaść przed nim otworzyła.
— Toż, bracie, pan mandator się pogniewa na mnie i co będzie z moją chatą, z moją chudobą? — zawołał Hrycio zbyt głośno.
— Mów cicho! bo ja się pogniewam i na ciebie i na twoją