Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/56

Ta strona została skorygowana.

przed ganek. Zwęszył je czy dosłyszał ogier ze stajni i witał donośnym rżeniem. Wówczas rżenie końskie przebrzmiało przez wszystkie podwórza i ogrody. W odpowiedzi osamotnieni Brus i Smyk odpowiadali przeraźliwymi głosami. Tymczasem przed gankiem za porządkiem karmiono konie cukrem, po czym dzieci wsuwały się między konie, które już skubały sobie świeżą otawę z trawników. Zwabione hałasem pawie zbiegły się z ogrodu i posiadały na poręczach ganku. W końcu wraz z gołębiami przyleciał wcale dorodny ptak, nazywany skromnie Ptaszkiem. Był to orzeł czarnohorski, od małego chowany z kurami i gołębiami.
Powoli konie odpłynęły do stajni, obaj sąsiedzi, dziedzic i gazda Foka, pierwsi znikli we wnętrzu domu. Ilekroć schodzili się, nie poprzestawali na sprawach dnia. Opowiadali sobie, wspominali, wspomnienia dziadów wspominali, przechadzali się po wiekach dawnych Wierchowiny.
Pójdźmy za nimi, niezbyt powoli i niezbyt spiesznie.