Ciągle jednać, spajać ciągle, to wytyczna. Gdy przeciosy są dobrane i spojone ściśle, zewnętrzna ściana równo faluje tęgimi kręglakami, a wewnętrzna jest jedną gładką deską. Lecz choć w jedności tej znikają prawie krawędzie spojeń między słupami, mozaika żywych słojów i przekrojów drzewa zachowuje się nadal i na zawsze. Powikłane linie i rysunki ślimacze, podłużne dzieje wzrostu drzewa, jednorazowe jak wszelkie dzieje, takie a nie inne, w każdej kłodzie! Bronią się one długo przeciw murszeniu, ostają się nawet gdy drzewo czernieje, a w późną starość rozpadają się podług linii owych słojów życia.
Po dobraniu kłód widać, że budowla zawarta jest już w samym drzewie, bo jedno życie troszczy się o drugie, czeka aż się spotkają. Widać także, że ten, kto wyszukał drzewo gęstolate, już zaczął budowę.
Tym bardziej po wiązaniu przeciosów, stosownym czy niestosownym — nietrudno poznać, czy składał chatę mistrz cierpliwy, co spoił rysunki przeciosów w jedną ścianę jak gdyby w obraz dziwny zagadkowy a mądry, czy może partacz bez pamięci, co pomieszał przeciosy i złożył byle jak. Rzecz w tym, że mistrz i to taki, co nie troszczy się o pismo papierowe, ani nawet o numery i dlatego nic nie notuje ani nie numeruje, zapamięta każdą deskę i zna każdy przecios. Dlatego nieraz podczas budowania przemawia do nich po cichu, upominając tak: „Nie figluj, bracie, i nie chowaj się, bo ty tutaj należysz, a tamten drugi niech mi się nie pcha pod ręce i niech poczeka cierpliwie.“ Mistrz sam czasem nawet nadaje przeciosom imiona według ich rysunków i wzorów, nawet gdy już są w obrazie. Ten „listostrojny“, a tamten „deszcz równoległych strun“, a ten trzeci to „zlewisko strumieni“, a tamten czwarty „cały w kłusie“, bo jeden łuk w wyścigu wyskakuje ponad drugi. Stąd gdy będzie spać przy ścianie, czy sam gazda czy gość, przed snem zatopi się w inny obraz i przekrój. I każdy z nich inne sny w nim wzbudzi, a gdy potrzeba, inną trwogę zagasi. Gdy w przekroju otwierają się szerokie przestrzenie między liniami, sen ma gdzie wędrować daleko i swobodnie. Ale gdzie między liniami za dużo ciasnych i krętych uliczek, takiego przeciosu lepiej nie dawać tam, gdzie będzie spoczywać głowa śpiącego, bo sen może się wcisnąć w te duszne uliczki. Za to tam gdzie skrzydła ponad skrzydłami rozpędzają się do lotu, dla snów szlak najlepszy do innych światów. Nie tylko wszakże stosowne są szlaki szerokie, także
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/65
Ta strona została skorygowana.