od dawna i trwało wcale długo, bo umiejętność zwierania i spajania budynków znalazła osobliwy wyraz w mistrzostwie dachów, daszków, skrzydeł dranicowych i wieżyc. Nowe chaty igrają światłem i jasnością, lecz i grażdy nie wyłącznie tylko bywały surowe i poważne. Jak misterne kołyski swych rodów lubowały się w różnych skrytkach i zakątach, w grze cieni i mroku. Im dalej od świata, im bardziej własne światło, im bardziej grażda jest jakby dalszym ciągiem rzeźbionej jaskini, tym bardziej swoja jej dola. Dziś jeszcze po przysiółkach oddalonych od gościńców a oszczędzonych przez wojnę, ukazują się zdziwionemu wędrowcowi obwarowane i zawarte szczelnie zameczki drewniane. Nieraz podobne kapliczkom o powyginanych uroczo kopułkach, daszek do daszku nachylony przyjaźnie, półpiętrowe — półprzyziemne gniazda-zacisza, a cacka budowlane. Bywają grażdy obszerne i malutkie, w szczegółach styl ich nieco samowolny, każda nieco inna, ale zasada ta sama, że po obu stronach chaty otacza je tabor zabudowań gospodarczych z dachami niższymi od chat a spadającymi na zewnątrz. Tu i tam, gdzie tylko zdołają się wepchnąć, tulą się do nasady chaty, a wybiegają poza nią. A ona, niby opierając się na nich bokiem dachu, bierze je pod skrzydła i tuli do siebie. Stąd skrzydła te zowią się przytuły. Zwarcie, szczelnie, nierozerwalnie jak rodzina dachów, jak czubate a harde pisklęta garną się do swej wielkiej kwoki dachy przybudówek. Wpajają się pod przytuły, a zgodnie przedłużają ich linię, łamiąc się i gnąc się ciągle a faliście. Chciałbyś zapytać: czy to jedno ciało, czy zwarta gromada w obronie? Nieraz im jeszcze i tego mało: Szeregi budynków otaczają się palisadami krytymi przez strome daszki, co spadają na obie strony, a pod daszkiem kryją się w palisadzie otwory jak małe okienka. Dzięki nim palisada ma wygląd strzelnicy i niejednokrotnie bywała obronną strzelnicą. W środku palisady góruje nad nią brama dla obrony i dla wypadu.
Czasem dwie chaty stojące naprzeciw siebie stanowią dwa boki taboru, gdy tył wypełniony budynkami gospodarczymi w nieprzerwanym szeregu, a przód zamyka palisada z okienkami i z wysoką a krytą u góry bramą. Bywa, że dwie chaty rodzinne łączą się galeryjkami krytymi bez żadnego taboru. Wszędzie przejawia się opór do wznoszenia pięter, a skłonność do budowania wszerz i do spajania — zawsze w zgodzie z terenem — gromadek budynków i kompleksów chat. Zwierają się one, trzymają się kupy, a na zewnątrz pokazują zęby.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/68
Ta strona została skorygowana.