Z daleka sterczy tylko główny dach chaty czupurnym grzebieniem rodu, jej hełm zasłonięty palisadą jak maską lub przyłbicą.
Dawniej miało to cele wyraźnie obronne, niejedna chata zasłynęła z rozpaczliwego oporu przeciw napadom, później długo jeszcze służyły grażdy przeciw nalotom dzików i wilków. Z jaskiń i z mieszkań starowieku zachowały do dziś obronę mroku. Z konieczności mroczne są zarówno izby, jak pooddzielane jedno od drugiego podwórza grażdy. Grażda jest nie tylko mroczna, także sucha, ogranicza wszelkimi sposobami, skrzydłami i rynnami z drzewa, dostęp deszczu i śniegu. Zarówno dojście do grażdy jak i jej wnętrze, bywa wymoszczone ogromnymi płytami. Widok ich rozmiarów wzbudza zdumienie i podziw, gdzie można było wyszukać tak wielkie płyty i jak je tutaj przydźwigano.
Łąki i ogrody, otaczające chatę, są zawsze ogradzane tak zwanym „woriniem“, rodzajem oparkanienia, gdzie w wysokie do sześciu metrów dochodzące paliki, poustawiane parami, a związane „hużwami“, to jest paskami, jakby powrozami z drzewa, wkłada się w poprzek przęsłami, jedna na drugą, trójgraniaste ociosane belki — bez jednego gwoździa. By skuteczniej opierały się wiatrowi, ustawia się worinia w zygzaki. Z daleka świecą się i wiją łąkami te srebrne nitki przez cały horyzont, z góry spod nieba, aż ku głębokim kotlinom. Przez cały kraj szeregami biegną wysokie paliki antenom podobne. Rozchylają ramiona, wyciągają ku niebu, lecz rzadko padają. Choć dmą na nie wiatry z zachodu, ze wschodu i z północy, choć grają na nich wszystkie śpiewanki Wierchowiny, raz śmiechliwe, raz jęczące, czasem miłe, czasem groźne, worinia wywijają się, tańcząc w szeregach bez końca, dziarskie, niezwalczone.
Gdy nowe domostwo na swoim własnym pagórku ustanowiło swoje prawo, złota chata błyska z daleka znad czarnych puszcz jak kropla rosy wydarta z samego słońca, a okienkami po nocach świeci, przenika ciemność i prowadzi jak latarnia ponad fale puszczowe.
I wówczas gdy chata gotowa, a gazdostwo już zagospodarowane, na Święty Wieczór, w dzień Narodzenia, kiedy tajna Wieczerza się odprawia, znów przychodzi On, święty wysłaniec na przegląd gospodarstwa. Aby obejrzeć poczęte przezeń dzieło i czy dobrze nim zarządzają. Chcąc sprawdzić dorobek, który wyrósł z kropli potu Syna Człowieczego, obchodzi każ-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/69
Ta strona została skorygowana.