rami rozgorzała „wojna koszucka“. Panowie węgierscy podnieśli bunt przeciw młodziutkiemu cesarzowi. A przez góry uciekały na Węgry, przeważnie nocami, stacjonowane w Galicji węgierskie pułki. Wyrywały się z miast garnizonowych. Żołnierze niby to wiązali oficerów i starszyznę i zmuszali ich do powrotu na Węgry. Już dużo pułków przedarło się płajami górskimi, gdy mandatory otrzymali surowy rozkaz przeciwdziałania. Powołując się na rozkazy pana cesarza do swoich ludów, z pomocą hajduków wiejskich zwanych puszkarami ściągali całe wsie, a tak utworzone oddziały, tak zwane routy, zatarasowywały kłodami i zasiekami ścieżki i płaje górskie, jak to niegdyś czynili opryszki, górscy wojownicy na to, by wstrzymać pogoń. Podobnie też jak niegdyś opryszki, straże i warty huculskie paliły nocami po szczytach cziuhy. Zakopywano grube i wysokie smerekowe bierwiona smolaste, okładano je suchymi miotełkami i chwoją, na to by smoła mogła się dobrze zająć. To były cziuhy. Od Uścieryk aż po Czarnohorę pobudowano nowe czerdaki, czyli wartownie, nocami w razie potrzeby dawano sygnały cziuhami. Skoro zapalono cziuhę na Jasienowie, to druga cziuha zaraz płonęła na Synyciach, a później znów następna na Kryntej, i dalej już na Kiczerze nad ujściem Bystreca i wreszcie na Czarnohorze, na Koszeryszczu. Był to znak, że Madiary zbliżają się. Całe góry czuwały, by ci buntownicy nie przedarli się na pomoc wrogom cesarza — a pewnie i narodu — panom węgierskim. Chociaż urzędy cesarskie pokonały dawno górską słobodę, chociaż mandatorzy wdeptali ją w ziemię, chociaż wcisnęli na wsie prawa pańskie, a na niektóre wsie nawet pańszczyznę, ludzie oczekiwali wciąż, że pan cesarz przypomni sobie o swoich pobratymach górskich, da patenty przeciw urzędom i panom i wznowi starą słobodę. Dlatego niektórzy pomagali Cesarskim łapać buntowników.
Wielu ludzi jednak w górach żyło poza obrębem prawa cesarskiego. Uciekając od rekrutacji, uciekając od pańszczyzny, potworzyli osady pośród puszcz w takich miejscach, do których nikt nie docierał, o których nawet czasem nikt nie wiedział. Ci dobrze pamiętali o prawdzie starowieku, o prawie słobodnym. Pamiętała o nim pochodząca z buntowników jasienowskich rodzina Foki, co latowała na swoich własnych rozległych obszarach, daleko od wszelkich praw cesarskich i pańszczyźnianych. Jasienów od dawna nie sprzyjał rozkazom gubernialnym i mandatorskim. Także i wówczas wbrew mandatorskim rozkazom nawet dziedzic Jasienowa, pan „Sztefko“
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/96
Ta strona została skorygowana.