Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/98

Ta strona została skorygowana.

I nie tylko po górach rodzicielskich wędrował Foka. Już w młodym wieku dostał się do Wenecji. Było to tak: Od lat wielu, a także jeszcze wtedy, kiedy Foka był wyrostkiem, uciekanie od rekrutacji i od wojska w puszcze i pustkowia pod szczytami było czymś zwyczajnym. W ciągu siedemdziesięciu lat cesarskiego porządku służba wojskowa w oczach ówczesnych ludzi górskich była największym nieszczęściem. Nie tylko biedowania i nędzy zaznał człowiek, gorzej jeszcze, była to niewola, było to poniżenie wielkie. Gazdowskiego synka z rodu, który każdy znał i uznawał, młodziaka, którego nikt nie śmiał zaczepić, wsadzano w kamasze, trzymano w niewoli jakby ojcobójcę, jakby złodzieja krów, słowem jak najgorszego zbrodniarza. Znikało znaczenie dotychczasowe, znikały wszelkie różnice, obcinano mu kędziory, zabierano pyszne stroje i zbroje, wtłaczano pomiędzy zahukanych i znijaczonych dolskich chłopów, których ojcowie jak zwierzęta byli własnością jakichś panów. Sto razy dziennie obrażano śmiertelnie, deptano honor gazdowski, zmuszając chłopca do robót, o których w górach nawet najbiedniejszy człowiek nie chciał słyszeć. Nic dziwnego, że i pobory i łapanki wojskowe i sama służba, krwawo przeplatane były samobójstwami, zabójstwami i szubienicami. Przeto najdzielniejszy junak górski bał się wojska, płoszył się na widok munduru, jak zwierz puszczowy na widok klatki. Zatem wybrańcy cesarscy albo zawczasu ukrywali się, albo też wyrywali się niemal z rąk oddziałów poborowych, zwanych łowaczami lub łapaczami. Niejeden strzelił do łowaczów, niejednego ustrzelono w czasie ucieczki, niejeden goniony i już, już chwytany, w ostatniej chwili wpadał w gąszcze leśne i uchodził na zawsze służbie wojskowej. Bez liku wieści o tym można się dawniej było nasłuchać. Słynny śpiewak i składacz pieśni, Dmytro z Hołów, z wielkiego rodu Wasyluków-Ponepaleków — potem watażko sławny — podle napadnięty z zasadzki przez łowaczy, wystrzelał ich co do nogi. A syna Giełetowego z Krzyworówni, gdy przepłynął przez rzekę i odstrzeliwał się, łapacze położyli trupem. Fedor syn Semena z Iwankowych-Zełeńczuków, już doganiany przez routę posiepaków, cisnął im kris pod nogi i tam w Zawizi, gdzie niegdyś góra zjechała, niedaleko Ruskiego potoku pod Czarnohorą, skoczył w gąszcze leśne. Tyle go widzieli. Tymczasem brata jego złapali, Bóg wie ile lat trzymali w pętach kamaszowych.
Kiedy Foka podrósł, stary Szumej wcale nie chciał pozwo-