lić, by jedynaka jego wsadzono między tę cesarską trzodę ponumerowaną. Foka zaś nie lękał się myśli o wojsku, przeciwnie — korciło go obejrzeć trochę świata. Cóż, kiedy ojciec nie chciał i kazał mu uciekać w Czarnohorę. Coś tam mówiono o tym, że trzeba do urzędów iść, kłaniać się, prosić, pisać, dawać świadków, a nawet przysięgać, niby że to jedynak i że jedynaków pan cesarz raz na zawsze kazał zwolnić z wojska. Chociaż mandatorie już pokasowano, ludzie, o ile nie było nieubłaganego musu, woleli nie zaczynać z urzędami, nie dowierzali takim prawom. Toteż kiedy zbliżał się termin poboru, Foka na rozkaz ojca znikł ze wsi.
Na pograniczu Dzembroni, pod Czarnohorą, pośród wertepów, pośród staroniedźwiedziej dziedziny odwiecznej, miał latowisko stary Semen Zełenczuk z rodu Iwankowych, którego syn Fedor, rówieśnik ojca Foki, przed laty uciekł od łapaczy, a drugi młodszy syn, schwytany przez nich, służył wiele lat w wojsku. U nich to właśnie ukrywał się Foka.
We dnie każdy robił, co mu przeznaczyli, wieczorami zaś siedzieli przy watrze, a po zdojeniu i zapędzeniu krów, gdy uporali się z gospodarstwem, gwarzyli sobie, opowiadali dużo, jak zwyczajnie. Od brata Fedorowego usłyszał Foka niezmiernie ciekawe rzeczy, a najwięcej o tym mieście na wodzie, w którym odbywała się służba wojskowa regimentu złożonego z Rusinów i Hucułów. Zwano je — Wenecja. Co do tego miasta nie całkiem było jasne, czy nie jest ono blisko krainy Rachmańskiej. Coś się tu nie składało ze stronami świata. O Rachmanach wiedziano, że mieszkają pomiędzy niebem a ziemią i że właśnie chaty mają wśród wody. Ale w tym rzecz, że Rachmani mieszkają na wschodzie słońca, zaś do Wenecji ciągle się jedzie na zachód. O Wenecjanach mówiono wprawdzie, że są chrześcijanami, ale w każdym razie nie są oni święci, jak Rachmanowie. Dalej jeszcze opowiadał brat Fedora, że w wojsku ochotnicy mają mundury osobne i nawet broń inną i że honorowo się z nimi obchodzą.
W Foce przez noc dojrzała myśl, by zgłosić się do wojska. Jak niejeden człowiek w owych czasach, co pieniędzmi na co dzień nie posługiwał się, ani ich nie potrzebował, miał zakopany kociołek mosiężny z dukatami. Nie wiadomo, czy był to dar ojca schowany na ciężką godzinę, czy też sam Foka znalazł sobie te dukaty podczas swoich wędrówek i poszukiwań za skarbami. Nic nie mówiąc nikomu, wymknął się ze stai Semenowej, odkopał swój kociołek, z zymarki ojcow-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/99
Ta strona została skorygowana.