Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/106

Ta strona została skorygowana.

Abrum młodszy kpił:
— Odwrotnie! Bjumen poucza, że bałaguła jest na to, aby jechał powoli.
Judka prostował poważnie:
— Kto mówi powoli? Tylko aby nabrał jak najwięcej gości, aby wszystkim dogodził, a miał czym popaść, aby koni nie męczył, nie głodził.
Chaim śmiał się.
— Po co mnie dużo gości, po co popasy, po co konie, niech będą capy. Po co mi powoli i po co mi prędko? Mogę stać cały dzień, mogę czekać cały tydzień na jednego gościa, aby mi za to jak najwięcej zapłacił.
Bjumen odwrócił się nagle ku koniom:
— Nu, Prync, co ty na to? — przemówił do swego rosłego siwka, nakrapianego plamkami zróżowiałej starości, o szlachetnej, suchej głowie, o zadach mimo chudość kształtnie zarysowanych. Prync przybył do Bjumena po wielu kolejach z dziesiątej ręki, zachowując z rodu swego — głowę, od ludzi miał Imię i osobowość, a sam z siebie oczy — czyli duszę. Miał starość nie lepszą, ale i nie gorszą od Bjumena. Drugi koń także stary, bardzo niski, włochaty i kłodziasty, z nalotem rasy huculskiej, był rodem z Bukowiny i zwał się Wołoch. Bjumen poprawiał koniom worki z obrokiem, klepał je po szyjach, przemawiając w wyrozumieniu przynależności klasowych czy narodowych — do Prynca po polsku, a do Wołocha po rusku. Prync wysunął oczy z worka i patrzał na mistrza spojrzeniem niewinnym, bez cienia interesowności i chytrości, oczyma jakie dane tylko małym dzieciom i starym szlachetnym koniom. Rżał cicho. Wołoch zanurzony w worek, zajęty jedzeniem, głowy nie podnosił, tylko kiwał nią przyjaźnie w worku i machał ogonem.
Bjumen odwrócił się od ludzi. Pan Ajbigman przechadzał się nadal samotnie w oddali. Bjumen zbliżył się doń wraz z paniczami.
— Nu, panie Ajbigman, jak zaczęli charkotać nasze Żydki, to nie dali panu odpowiedzieć, czemu pan się kłopocze na konto wiatru.
Pan Ajbigman przymrużył oczy, deklamował ważnie:
— Popatrzcie, Bjumen, to nie dla gadania, ja pytam dla interesu. Ile potrzebuje ten wiatr, aby dojechać stąd do Kosowa? Pół godziny. To gdyby on zaraz wracał do Kołomyi, za