— To wcale nie jest główne przykazanie dla interesów — twierdził Chaim.
— A jakież jest inne główne przykazanie?
— Główne przykazanie — głosił Chaim ze smakiem — jest aby siebie sprzedać sobie, to jest aby siebie dokładnie przekonać, co do towaru i ceny.
— Po cóż to?
— Kiedy ja mam nagadać pasażerom, że nie ma lepszego omnibusu od mego i że mój przejazd wart jest co najmniej piętnaście centów w jedną stronę, to ja muszę tak siebie przekonać, że będę płakać, będę żałować siebie, żony i koni, to gość też zacznie płakać, i zaraz mi zapłaci.
— A jeśli nie przekonacie?
— To ja jestem kupiec do chrzanu, mówię wszystko na niby i pasażer zaraz zobaczy, że kłamię.
— To wy naprzód musicie siebie samego oszukać?
— Po co oszukać? Ja nikogo nie oszukuję, ja sprzedaję siebie sobie, ja płaczę.
— Mój wuj Jankiel — stawiał się Abrum młodszy — ma całkiem inne przykazanie dla interesu. Interes nie Talmud, to praktyka, dokładnie dziesięć przykazań. I wuj Jankiel —
Nikt nie miał ochoty słuchać młodszego Abruma. Na zakończenie Bjumen zaczął trzaskać biczem, woźnice wtórowali mu, aż echa rozlegały się pod cerkwią i dalej w dół ku ocembrowanej studni zwanej klasztorną.
Zdawało się, że Bjumen pozostał zwycięzcą na placu Sianowym, tymczasem przytoczył się powoli mieszkaniec placu Jekely Lazar, zażywny, jasny blondyn o oczach pełnych, nawet przepełnionych, jak gdyby niesamowitą ilością tego co widział, o uszach wydatnych, wyciągniętych dla słuchania. Miał od swej kamieniczki zaledwie trzydzieści kroków do miejsca postoju bałagułów. Wychodził do nich niemal codziennie przed odjazdem. Ubrany starannie, nieco podobnie jak pan Ajbigman, w coś pośredniego między chałatem a surdutem pastorskim czy też misjonarskim, zazwyczaj nie brał udziału w gadaniach, tylko gładząc jasną brodę uśmiechał się pobłażliwie, rzadziej wzgardliwie. Podniecony i pociągnięty widocznie tym, co słyszał z daleka czy też z okna domu, nie wytrzymał i wypalił z opóźnieniem:
— Czemuż nie ma być sto procent racji? Co to za gadanie?! Pod spodem pod wszystkim jest ekonomia. Ekonomia
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/108
Ta strona została skorygowana.