Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/113

Ta strona została skorygowana.

— Właśnie, śmiecie zostaje, kto z tyłu, tam śmiecie.
— Dobrze mu tak — potwierdził Chaim.
— Czekaj — naprowadzał Bjumen rozważnie — to szatan tak poucza: „Nie bądź ostatni, kto ostatni — mówi szatan — ten dostaje po łbie“.
Rozmówcy zaczęli się gorączkować. Młodszy Abrum bełkotał z zapałem:
— I dobrze, że dostanie, niech nie będzie ostatni. Niech goni albo niech zdechnie.
— Odwrotnie — pouczał Bjumen — kto popędzi, złamie kark, a kto zostanie, ten jeden zostanie. Niższy od prochu, dlatego wygra. Stary Bercunio Weiser z Kosowa zawsze opowiada —
— On nie opowiada już, on umarł — przerwał Chaim.
Bjumen zniecierpliwił się:
— Co znaczy umarł? Mnie opowiada. Kiedy zaskrzypi brama na rynku kosowskim, to każdy widzi jak drepce Bercunio. Biały cień z bramy. Co za różnica, on przedtem i teraz — taki sam. I niesie ciężki sagan mleka, aby każdego napoić.
— Wielki Rotszyld, wszystkich chce napoić.
— Wcale nie Rotszyld, on gościnny, obchodzi krowę, karmi i czyści, krowa nie skąpi mu mleka, on innym nie żałuje. „Gościnność ważniejsza niż pójść raniutko do bożnicy“, mówi ten wielki, jakże mu tam?... — zwrócił się do starszego Abruma.
— Rabi Dimi — pospieszył się starszy Abrum — mało tego, rabi Jehuda mówi jeszcze niebezpieczniej: „Przyjąć gościa, to ważniejsze jeszcze niż Boga na sabat.“
Bjumen uśmiechał się, cedził z przyjemnością:
— Właśnie, właśnie, kiedy Bercunio wyjdzie z bramy z saganem mleka, zaprasza każdego tak cicho, cichutko, jakby kot mleko chłeptał.
Chaim i młodszy Abrum wpadli mu w słowa jakby się umówili.
— Teraz on jeszcze ciszej chłepce — dowcipkował niesmacznie Abrum.
— Co tam mleko — wpadł równocześnie Chaim — on wciąż bierze się do ryby.
— Co ty pytlujesz? — huknął Bjumen — kłamiesz! Przy mnie on nigdy nie je ryby.
Chaim chichotał:
— Co ja mam za interes kłamać? Ja nie mówię: on je rybę, ja mówię: on bierze się do ryby. Mnie tak opowiadał: „Co