Biedaka nie można inaczej próbować.“ „Daj mu co chcesz“ — śmieje się Pan.
I zleciał Samael na ziemię. Samael nie patrzy na Ostatniego z góry, niby z ratusza, tak jak wielcy panowie, jak nasz pan Ajbigman, bo jego interes jest inny. „Dzień dobry reb Ostatni i dobry Nowy Rok! — mówi grzecznie — Z Nowym Rokiem chciałbym wam coś podarować“. „Dziękuję, rabi Samael i przepraszam — mówi Ostatni — ja nie mogę nic przyjąć, bo ja nie mam z czego się odwdzięczyć, z robotą nie jestem gotów, nawet odrobić nie mogę.“ „Największym prezentem dla was będzie nauka, pójdźcie do szkoły“ — powiada Samael. „Do jakiejże szkoły?“ — pyta Ostatni. „Do chasydzkiej — odpowiada prędko Samael — tej najpokorniejszej, aby uczyć się chodzić jak małe dziecko, na to aby chodzić akuratnie, bo człowiek jest chodzący, a nie sterczący na miejscu, bez obrazy reb Ostatniego.“ „Akuratnie chodzić? Dobrze, nauczycielu — powiada Ostatni — dziękuję! Postaram się odwdzięczyć. Dla nauczyciela nie ma lepszej wdzięczności jak pojętny uczeń.“
Uczy go. Ostatni robi wszystko porządnie, chodzi tęgo, maszeruje jak może, krok miał lepszy ode mnie. Raz — dwa, raz — dwa, wyprzedza innych. „Brawo — krzyczy Samael — reb Ostatni, wy już jesteście reb pierwszy“. Skoro tylko to powiedział, Ostatni pomyślał: „Odwrotnie! Czemu ja mam robić wciąż kroki naprzód, a kto pójdzie do tyłu?“ Odwraca się i maszeruje odwrotnie. Krok ma przecież dobry, poleciał wstecz, po czym znów zawrócił, dopędził innych. Szatan wciąż się cieszy. A Ostatni przypomniał sobie: „To nieakuratnie, a kto pójdzie w bok?“ I dalej: raz — dwa, raz — dwa, na prawo. Szatan trochę markotny, bo na prawo to przeciw niemu, ale komenderuje swoimi zniecierpliwiony: „Do diabła! Na prawo!“ Teraz widoczne, że Ostatni wyprzedzi wszystkich. A Ostatni: „Nie! przepraszam, to nieakuratnie, a lewa strona świata od macochy? Tak nie można“. I buch z całej siły w lewo. Przeciwnik Boży pocieszył się trochę, że w lewo, bo on przecie Samael, głowa lewicy, znów krzyczy: „W lewo! Lewica górą!“ Ostatni chodził akuratnie, a tamci tymczasem rozpędzili się w prawo i choć na prawicy, polecieli prosto do piekła. Szatan za nimi, aby jeszcze i ci nie wymknęli mu się jakoś. Już drugie pokolenie. Przepadło. Ostatni nie przydał się ani ludziom ani diabłu. A Bogu się przydał, został ostatni, żył długo, całkiem ostatni na ziemi. Wysypał się jak ziarno dojrzałe, kiedy wiatr powieje. A kiedy usnął, Ryba opuściła się z nieba,
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/116
Ta strona została skorygowana.