kozackiej. „Takiego już rodu.“ Być może sama postać pana Tytusa przekonywująco skłaniała do tego dziwnego ujęcia. Był to bowiem istny olbrzym, pleczysty, muskularny, wyprostowany. Skutkiem wysokiego wzrostu robił wrażenie smukłego. —
Tak czy inaczej te awanturnicze sprawy nie dały się ukryć i trzeba było pośpiesznie wyjeżdżać.
Dopiero długoletnie próby pojednawcze i starania całej rodziny połączone, jak przebąkiwano, z niemałymi ofiarami pieniężnymi, utorowały mu drogę powrotną.
Gdy wreszcie powrócił na Bukowinę, po kilku tygodniach ukrywania się i po umorzeniu jego spraw, wpadł do domu tylko na jeden dzień, by wybrać czwórkę dobrych koni. Po czym wyjechał niezwłocznie tym zaprzęgiem. Odwiedzał za porządkiem licznych krewnych, starych i nowych przyjaciół bukowińskich.
Obecnie wybierał się na wesele w góry, na Pokucie. Przybył zatem do domu na dzień i noc po rzeczy i po nowe konie.
W ciągu lat wiele zmieniło się w życiu pana Tytusa. Małżeństwo jego nie tyle rozbiło się, co rozkleiło się powoli. Rzecz wyjątkowa w owej rodzinie i w tych czasach. Bo chociaż nawet tradycja rodzinna przekazuje kilka tragicznych epizodów małżeńskich, bądź z powodu nadmiernej, wprost chorobliwej zazdrości męża — bądź z powodu płochości czy uporu żony — wypadki te jednak kończyły się nieszczęśliwie, zabójstwem, samobójstwem, śmiercią obojga małżonków; koniec małżeństwa — koniec życia. Wypadku rozejścia się małżeństwa dotąd nie było.
O ile można wnioskować z nieco skąpych odezwań się naszego dziadka, któremu pan Tytus zwierzał się i przed którym może się usprawiedliwiał, motywy rozejścia się małżeństwa były tak samo niejasne czy urojone, jak motywy pojedynków. Żona wcale nie była płocha, właściwie nawet nie przepadała za zabawami. Wadą jej było — tak się wydawało jej mężowi — że dostrzegała tylko rzeczy najbliższe, ot te pod nosem i to zawsze jednostajnie, zawsze tak samo. Zabawa — to zabawa. A nie chce Tytus towarzystwa — to niech będzie gospodarstwo. Gospodarstwo — to gospodarstwo. Bo nie wiadomo czego właściwie chce... On zaś myślał sobie, a później mówił, że nawet zabawy nie potrafiła urządzić niebanalnie, w większym stylu. Nie mówiąc o tym, że nie potrafi zabawy urządzić po pańsku tak szeroko, żeby w niej brała udział lud-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/126
Ta strona została skorygowana.