— Po prostu powiedz, znudziła ci się. Chciałeś innych kobiet, w najlepszym razie miłości innej, ciekawszej...
Tytus był prawie oburzony:
— Ona mi się znudziła?! Kochałem ją przecież we wszystkim! We wszystkich zjawiskach! Widziałem ją ciągle na tle nowych krajów, nowych zdarzeń, nowych ludzi. Nawet ciągle w nowych strojach ją widziałem, przebierającą stroje, a nawet przyswajającą sobie odruchy i maniery kobiet innych stref, innych krajów i narodów. Ale ją wszędzie, zawsze ją widziałem. Jakżeż ją kochałem! Jeszcze podczas wspólnego pobytu na Bukowinie, jeśli inaczej nie było można, jeździłem tędy i owędy. Po prostu na to — by tęsknić za nią wciąż z innego miejsca. By odnowić tło, by widzieć ją — inaczej. Łączyłem tęsknotę do niej wciąż z innymi miejscami, z nastrojami różnych krajobrazów. Byłem tu wtedy raz wiosną u was w górach. Pamiętam: gdy wracałem, zanim dojechałem do zakrętu pod Sokolską Skałę, tak dobrze, tak rozkosznie było myśleć, że tam, za tą skałą, za rzeką, za łąkami i za zielonym pasmem łagodnym — jest ona. A ona co? Chciała, bym robił znajomości, których unikałem od dziecka. I w gospodarstwie to samo: wciąż jakiś obrzędowy regulamin niepotrzebnej nudy. Daj spokój. Zanurz najpiękniejsze sny, zapał najgorętszy w sos banalności, ciągnącej się jak klej — im nieszkodliwszy — tym gorszy.
Nie wiadomo, czy dziadek dał się przekonać. Chociaż wcale nie miał antypatii do Tytusa, a nawet go lubił, tak odzywał się o nim:
— On — tak mi się wydaje — nie ma środka ciężkości w sobie. Szuka wciąż siebie u drugich poza sobą. Zatem kochać mu — po prostu trudno. Żona tak długo go pociągała, jak długo był daleko. I miłości szukał — gdzieś — w przestrzeni, w dali. A te pojedynki? Co to znaczy? Czy ktoś, kto mocno stoi na nogach, będzie się czuł zachwiany, obrażony tak łatwo, na każdym kroku? Przeciwnie, obraza niemal nie ma doń dostępu. I właśnie z Tytusem po powrocie to samo się dzieje, choć niby to się zmienił. Choć dawniej nie znosił nudnego towarzystwa bukowińskiego, po powrocie z Ameryki na całą Bukowinę nie było człowieka bardziej towarzyskiego, bardziej udzielającego się i rozmownego jak Tytus. Wciąż szuka siebie u drugich — poza sobą.
Jednak po powrocie z Ameryki sam Tytus dawał wyraźnie do poznania, że koniec końców — ważniejsze jakieś sprawy
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/129
Ta strona została skorygowana.