tak przepaścista pustka, jeszcze nigdy tak nie naskoczyła nań upiorność przemijania ludzi, bez pamięci, bez śladu duszy. —
Tak to w ciągu lat przekonał się, że nie był potrzebny nigdzie. Nadzieja jego była niepotrzebna, nieprzydatna do niczego. I w jego skórze źle, niepotrzebnie umieszczona.
I koniec końców było to tak, jakby kto szukał sobie honorowych przygód, bohaterskich przygód, w tłoku śpieszących się i zajętych ludzi w wielkiej poczekalni kolejowej. Albo spodziewał się poczynić odkrycia geograficzne lub podróżnicze okrętem normalnie kursujących linii pasażerskich. Albo szukał nieznanej zwierzyny w zwierzyńcu podmiejskim, gdzie za uiszczoną z góry sumę można odstrzelić zamówioną zwierzynę.
Pan Tytus zrozumiał — powiadał, że zrozumiał — iż skoro jeden świat pokratkowany szynami i szlakami — co więcej, gdy świat drugi, nowy rzekomo, nie rośnie w górę, nie ma wierzchołków ani głów, ani pamięci, a nadzieja jego trzyma się tylko pędami i przyziemnością — to tamte pragnienia na nic. W tym bezdrożu, w jałowcowym wertepie strasznej beznadziejności — jedynym wyjściem był powrót do portu, z którego wyruszył, aby przypomnieć sobie siebie samego.
Znów mu była potrzebna Bukowina. Zostawił w końcu wszystko synom, poczynił starania w sprawie powrotu. Wrócił do kraju.
Niegdyś przekroczył swój Rubikon. Na drugim brzegu było pustkowie. Zatem cofnął się znów. I nikt nigdy nie dowiedział się o niczym.
Po powrocie zastanawiał się nieraz nad tym, czy właściwie ojciec jego nie urządził się najmądrzej. Nie wyjeżdżał prawie poza Bukowinę, gdzie zresztą miał wielu krewnych i przyjaciół. Nadziei żadnej zapewne ziszczać nie chciał, a widoczny niepokój, który i jego może nurtował, regulował w ten sposób, że co nocy sypiał gdzie indziej, na innym folwarku, na innej leśniczówce lub wreszcie w gościnie, wciąż u kogo innego. A nawet jeśli zatrzymał się gdzie nieco dłużej (nie dłużej oczywiście niż dwa, trzy dni), zawsze konie jego czekały zaprzężone, gotowe każdej chwili, dniem i nocą, do odjazdu. —
Po powrocie nurtowały Tytusa wspomnienia. Odbijały się podwójnym echem żalu i podrywów nowej, lecz odbitej już wtórnej nadziei. Jak u wyczerpanego miłością kochanka za poruszeniem jakiegoś dawnego lub niedawnego wspomnienia znów zaczynają się budzić i wylęgać pragnienia i tęsknoty miłosne, tak też czasami zalatywały doń jeszcze dawne „prze-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/132
Ta strona została skorygowana.