strzenne“ tęsknoty. Myślał o ziemiach i stepach, wchodzących w skład potwornego imperium carskiego, skąd niegdyś przywędrowali jego przodkowie kozaccy. Tam gdzieś — tak znów uwodziło go marzenie przestrzenne — ale dalej, jeszcze dalej, za Donem, za Wołgą, nad Uralem, za Uralem... Tam kiedyś coś się zacznie. Nie maszyny tylko i nie business bez końca — jakby nie było człowieka i pamięci — tylko ludzie, człowiek, dusza! Rzesze przyjaciół pomocnych, szczodrych sercem, z taką wiernością, z taką pamięcią i taką rozpiętością pamięci, jakiej nie było dotąd.
Ale niezwłocznie zasłaniały mu widzenie wspomnienia tego, co wiedział o najbliższej mu klasie tych krajów, o ziemianach rosyjskich.
Gorsi od kiepskich nawet Bukowińczyków — tak mu się zdawało. Nieoryginalni rozrzutnicy i marnotrawcy, bez innej woli jak desperacka, mali ludzie pochłonięci bezmiarem stepu. O ileż mu bliżsi nawet ci prostaccy i bezgłowi Amerykanie, chociaż nie mają pamięci dłuższej niż na rok. Znów go odtrąciło. Brr — Ostatecznie w tej Rosji, czy raczej jak lud nasz mówi „w tych Rosjach“, to chyba wszystko embriony jeszcze, w mroku pogrążone, nie ludzie, nie istoty żyjące na jasnym tym świecie. —
∗
∗ ∗ |
Penetrując owej nocy powoli pokoje swego domu, trzymając zapalony świecznik w ręku, zapalając przynajmniej na chwilę tu i ówdzie świeczniki, stojące po pokojach, szukając różnych drobiazgów, wspominając z początku mimo woli, a potem rozpamiętując coraz dokładniej, pan Tytus ze wstydem i żalem odsłaniał sobie ów dawny egocentryczny habitus pełen nadziei: Tło błękitno-różowe, a na nim misterne wieżyczki pomysłów niemal górnolotnych, zawikłane arabeski zachcianek groteskowych, lecz naprawdę idealnych. Ale teraz był tak samo zaprószony, niepotrzebny z całym swym bogactwem rupiecia-doświadczenia, jak te pokoje.
A były tam dziesiątki pokoi, umeblowanych w ówczesnym pojęciu pięknie, w każdym razie dostatnio. Jakżeż zaprószone, tak gruntownie zawalone pyłem obfitym, że wdzierał się w każdą najmniejszą szczelinę, powypełniał wszystkie zagięcia i łuki, zaokrąglił kanty. Czuło się, że jeszcze kilka lat,