Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/156

Ta strona została skorygowana.

nikt chyba sobie nie może wyobrazić takiej fantastycznej fikcji, czy to latających, czy choćby tylko uśpionych strzał. Ale tez odkryć łatwo i dojść do takiej wiedzy, że tam gdzie tego się nie czuje i gdzie co najmniej się nie wie, że te wszystkie wrogie potwory na razie śpią tylko, z konieczności ukrywa się je poza optymistycznymi maskami jedynie. Gdzie jednak ramy dla duszy szeroko rozwarte są jak tutaj, gdzie dusza przewala się wszędzie i rozlewa — łatwo sobie uroić, że i inni przelewają się i wdzierają duchowo w moje granice. Gdzie zaś dusza rozlewa się jak tutaj, musi strzec „duszy“ policja magiczna. Nie dziwota, że tym starym płacą za ich zabiegi.
Raniutko przed wschodem słońca znów przyszli dziady do księdza. Wiedząc o co chodzi i nasłuchując, pan Tytus rozumiał lepiej przez drzwi odgłosy rozmów i słowa.
— No, mołodieczku, otczyku duchownyj[1] — cedził Ołeksej skrzypiącym falsetem, słodko a przekornie. — Ano? Chcesz mówić nasze modlitwy? To mów —
Po chwili ksiądz czytał, z początku trzepał nieco monotonnie, potem już używał wykrzykników, pauz i wzmacniał głos crescendo, deklamował:

Ja cię wyzywam, ja cię wyklinam!
Różo wichrowa, różo burzowa!
Wykarczowuję cię i wypalam!
Puszczam cię z dymem, puszczam cię z wichrem!
Przepadaj z wichrem, przepadaj z dymem!
Nieczystość wszelką z niego zdejmuję, słabość wypłuczę!

Znów wyliczał długo monotonnie. Po czym potężnie, nieoczekiwanie mocno i dźwięcznie po kaznodziejsku głosił:

Stójcie śmiertelne wy tuhy i bóle!
Ja wam nie daję tu woli!
Puszczę je na was z dziewięciu połonin —
Niech spadną na was bujni wiatrowie, złoci deszczowie, gromowie lotni!
Puszczę je na was.
Wiatrem was wydmę, wichrem was zetrę, deszczem wypłuczę, gromem wyrąbię —
Bóle i kurcze, tęsknice nasłane!
Wywieję z ciała, wymyję z serca, wykarczuję z duszy!
Kurczu bolesny, kurczu wkorzeniony,
Bólu łamiący,

  1. Młodzieńcze, ojczulku duchowny.