Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/160

Ta strona została skorygowana.

nym śmiechem na całym gościńcu. Ten galop trwał bowiem tak długo aż koń zauważył jakąś kępkę trawy przy drodze. Przystanął przy niej. Starzec zsiadł z konia i nabijając fajkę tytoniem śmiał się wraz z innymi.
Równie powoli przedzierał się przez tłum, lecz równomiernie posuwał się naprzód wóz pocztowy z ogromną budą nakrytą blachą. Co jakiś czas woźnica w czapce z bączkiem cieniował trąbką miłe trele, obwieszczające: „poczta cesarska jedzie, ustąpcie dobrzy ludzie!“ Kołysząc się i pochylając się z godnością, równomiernie machając batogiem jak dyrygent pałeczką, urzędowo dyrygował tempem ruchu. I odpowiadał poważnie na ukłony.
Jedynym człowiekiem, który spieszył się naprawdę — podobnie jak to czynią w miastach straże pożarne — był ksiądz katolicki, jadący z wiatykiem do umierającego. Ministrant dzwonił co chwila. Natychmiast rozstępowali się wszyscy. I wszyscy na gościńcu, nie wyłączając Żydów i Cyganów, a nawet pocztyliona z bączkiem, stawali, zdejmowali kapelusze lub klękali. I jeszcze bardziej opóźniał się cały ruch.
W pewnej chwili muzyka cygańska pojawiła się na moście. Przygrywała za porządkiem różnym grupkom ulubione i swojskie melodie. Nasi podróżni z trudem podążali tuż za pocztylionem. I oto już Cyganie wpili w nich ciekawe uśmiechy i wścibskie spojrzenia, zapominając na chwilę o innych. Poznali pana Dyzia, a porozumiewając się spojrzeniami, podejrzliwie i pytająco przyglądali się panu Tytusowi. Postanowili coś nagle, skinęli równocześnie głowami i podskakując wraz z instrumentami ucięli od ucha marsza pana Aleka, ojca naszych podróżnych, który przed laty wędrował po całej Bukowinie z kapelami cygańskimi. Była to melodia bardzo żywa, wyskakująca ze skóry. Niespodzianie kończyła się jakimś rozpaczliwym bezkresem.
Pan Dyzio był zły, nawet zaniepokojony. Kazał jechać prędzej. Pan Tytus z radością powtarzał sobie słowa rosyjskiego poety, do których ułożona była melodia cygańska:

Ja budu piet’ poka pojotsa,
poka wołnien’ja pozabył,
poka wysoko sierdce bjotsa,
poka ja żyźń nie pierieżył.