Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/161

Ta strona została skorygowana.
3
SUCZAWA

W gajówce na folwarku księcia główną osobą był dziewięćdziesięciosześcioletni staruszek, zamożny kupiec ormiański z Lewantu — Manjànc, o przezwisku Bukolin. W jego wspomnieniach dalekie kraje Kaukazu, Turcji, nawet Arabii były częste. Nie mówił żadnym językiem. To znaczy mówił po ormiańsku, po grecku, po turecku i po arabsku. Ale któż to tu zrozumie? Przyswoił sobie zatem jakąś słowiańską gwarę, której podkładem było nie wiadomo co: język cerkiewny, bułgarski, czy ruski? Migały w niej i zmieniały się ad libitum słowa ruskie, polskie, rosyjskie, bałkańskie. Używał głównie infinitywów, poza tym trybu rozkazującego albo tylko tematów słownych. Zdania jego były nie dokończone i nie skończone. Uważano przy tym, że jego wymowa była bełkotliwa i chrapliwa. Akcenty słów zmieniał po swojemu. Z tym wszystkim niełatwo było go zrozumieć. Bukolin nie zabiegał o to.
Przed dwudziestu pięciu laty dziadzio Manjànc stracił dzieci i przyjechał na Pokucie do krewnych, o których istnieniu pamiętano w Armenii. Tęsknił do nich prawie, choć nie znał ich i nigdy nie widział. Przyjęto go jak najserdeczniej. Po prostu wyrywano go sobie. Z Sopowa do Kiedańcza, z Kiedańcza do Majdanu, z Majdanu do Turki, z Turki do Słobody. Stamtąd do Stanisławowa a nawet do Lwowa. Prowadzono go tam do różnych krewnych, powinowatych, pół i ćwierć Ormian, do przyjaciół, do znajomków. I oczywiście do Katedry, która jest rzekomo kopią starożytnej katedry w Ani! I do księży ormiańskich i do arcybiskupa! Wszędzie jednak zastał nie Ormian lecz Polaków, nie kupców ani finansistów, lecz ziemian i panów, niestety, czasem utracjuszy. I jak sobie samemu mówił: nie ludzi rozumu trzeźwego, lecz graczy jakichś: od kart, od fortepianu, od interesu? Prędzej to do Francuzów podobne niż do Ormian! Lubił ich. Serce jego radowały ich nosy. A także ich serdeczna gościnność. Lecz razili go na każdym kroku: zbytnią swobodą, wyuzdaniem niemal, jak sądził. Zwłaszcza kobiety. Nie tylko mieszały się do towarzystwa, odgrywały wprost pierwszą rolę w domu. Najzupełniej pozbawione potulności i godnej pokory, jaka przystoi Ormiankom ze starego rodu. Zresztą krewni jego, mimo pewne przywiązanie do obrządku, byli unitami, papistami. Modlitw ormiańskich, prócz