Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/162

Ta strona została skorygowana.

nielicznych księży, nie znali prawie. Z języka zapamiętali chyba tylko kilka nieprzyzwoitych dowcipów. Mało tego. Młodzi panicze zakąsili zęby na pradziadzia. Stał się on ulubionym tematem dla rozlicznych anegdot, kursujących w całym spolszczonym rodzie Manianców na Pokuciu. Oto zauważywszy słabostki pradziadzia, opowiadali sobie na przykład, jak to udało im się skłonić go raz i drugi do wydatków w jego opinii nadmiernych. W końcu zaczęli marzyć o pożyczeniu odeń pieniędzy. Najśmielszy z nich, utalentowany choć nieudany wychowanek ojców Jezuitów, panicz Włodzio, założył się z braćmi, że wydobędzie od pradziadzia taką a taką większą „pożyczkę“. Do tego nie doszło! I tego było za wiele. Dziadzio Bukolin rozstał się z krewnymi w przyjaźni i zamienił Pokucie na Bukowinę. Zamieszkał na folwarku księcia, który wprawdzie był z pochodzenia Grekiem, nie Ormianinem, ale jako opiekun prawosławnej cerkwi budził w nim zaufanie. Bukolin płacił księciu za utrzymanie i rozliczał się z nim ściśle za swoje własne usługi, przede wszystkim za cenne rady gospodarskie czy finansowe.
Ze skłonności do dowcipkowania, w której rzekomo tak umiał mu sekundować pan Tytus, dziadzio Bukolin powziął niegdyś do niego niemałą słabość. Rzekomo roił sobie, że go usynowi. Zbliżyli się przez Dyzia, którego żona Wicia pochodziła właśnie ze spolszczonego rodu Manianców, była zatem kuzynką Bukolina. Według jego pochwalnego wyrażenia, ona jedna była „stara-młoda“. A zatem, tak poważna i tak skromna jak Ormiance ze starego rodu przystoi. Pani Wicia wyładowywała swoją skłonność do dowcipkowania w nieobecności dziadzia. Po wszystkich głośnych sprawkach pana Tytusa Bukolin rozczarował się i nie chciał więcej o nim słyszeć. Uznał go za bezbożnika, za bisurmana! W uniesieniu przypomniał nawet, że matka Tytusa pochodziła z Turków: „to Turek z Turków, ystynnyj basurman!“ — powtarzał z żalem, po głośnym pojedynku Tytusa z młodszym bratem księcia. Przeniósł swe sympatie na jego brata Dyzia, wybaczając mu pochodzenie tureckie.
Mijały lata. Staruszek sechł coraz bardziej, ale był krzepki i twardy. Pan Tytus zastał go w nowych warunkach. Oto Bukolin urządził obok folwarku księcia wielki pawilon pszczeli. Był to właściwie dach, zbudowany po huculsku i tylko ramy na dwu krótszych bokach domu miały prawdziwe ściany z protesów wiązanych na węgłach. Resztę ram budynku wypełniały