Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/164

Ta strona została skorygowana.

i przypatrywali się sobie badawczo. Rozmawiał za obu Dyonizy. Wyjaśnił, że Tytus zamieszka tu w gajówce, a potem w Pance aż do powrotu księcia.
Weszli naprzód do obszernego pokoju za ulami. Tam urządził dziadzio skład rzeczy i spiżarnię. Stamtąd prowadziły schodki na piąterko, do mieszkania. Bukolin urządził je tam dlatego głównie, aby dym niepotrzebnie nie drażnił pszczół, aby nie zatykał im zmysłów, nie otumaniał ich. Podłogę długiego pokoju piętrowego pokrywały wschodnie dywany. Na końcu pokoju szklane wklęsłe drzwi wyprowadzały na ganek, nie zawieszony w powietrzu, lecz wnęk wgłębiony ku pokojom. Po obu stronach drzwi i wgłębienia, w obu kącikach były okna. Przy oknach stały fotele i stoliki. I okna i drzwi szklane zwrócone były ku wschodowi...
— To do — Armenia! — objaśniał dziadzio Bukolin.
Drewniane ściany, podobnie jak w gajówce pod Jałowiczorą, przecięte z kłód smerekowych, dopasowane szczelnie i wygładzone, świeciły i grzały przyjaźnie. Podobne muzykalnemu pudełku rezonatora, przez cały dzień szumiały i śpiewały nieustannym brzęczeniem pszczelim. Przy oknie na stoliku leżały dwie grube książki: ormiańska Biblia i ormiański modlitewnik z żywotami świętych. O świcie, gdy pszczoły zaczynały szumieć, dziadzio mruczał sobie i zaśpiewywał ormiańskie modlitwy. Po dokładnym przeglądzie uli i po śniadaniu zasiadał przy okienku do Biblii. Oczy iskrzyły mu się wówczas, nos zakręcał z ciekawości, jakby czytał najnowszą gazetę. To był zupełnie jego świat. Aby znaleźć kogoś, kto by przynajmniej rozumiał tekst ormiański, musiałby jechać aż do Lwowa. A gdzież szukać takiego, co by wiedział jak zaśpiewać melodie i kantaty. I jak im wtórować? Na razie wystarczało mu granie pszczele.
Gdy goście weszli, Bukolin postawił przed nimi duży bochen chleba, plaster miodu i kilka glinianych wypalanych kubków do jaj. Po czym wyciągnął z komody butelkę starego miodu, nalał do kubków. Pili miód kubkami. Dziadzio śmiał się i kiwał głową, jakby z politowaniem.
— Oj, Tytus, Tytus, utikaty z Bukowiny, utikaty z Ameryki — zaskrzeczał cicho — a kuda teper utikaty?[1]

Zapomnieli o względach dla pszczół i jak młodzi chłopcy przesiedzieli całą noc gadając. Zmożony podróżami pan Dyzio spał tymczasem w najlepsze na kanapie. Po opowiadaniach

  1. Uciekać z Bukowiny, uciekać z Ameryki, a dokąd teraz uciekać?