szka narzekała nań, zarzucając mu, iż oprócz nieróbstwa, trzyma zbyt wiele psów. Herszko istotnie lubił zwierzęta.
Pierwszy zapytał Herszko, ciepło jak stary znajomy, ale z zażenowaniem czy delikatną ironią, która miała służyć do pobudzenia rozmowy.
— Nie podobało się tam panu baronowi? Nima panów? Nima zabawy? Same bysnesy, co? Same chłopy?
— Mnie się spodobało — odpowiedział pan Tytus żartobliwie — ale dla innych.
— No to to, tak właśnie i mnie — ośmielił się Herszko — nie zazdroszczę nikomu, niech mają.
Tymczasem żona Herszka zdradzała zniecierpliwienie. Miała interes do pana Tytusa. Była to zupełnie młoda, niezmiernie tęga i jędrna blondyna, o twardym biuście i muskularnych kształtach. Miała coś z kolubryny do rozbijania wałów i mogłaby wzbudzić lęk swą postacią. Lecz oczy jasne, potulne, nieśmiałe i trochę skrzywiony wyraz twarzy uspokajały, iż widocznie natura nie użyczyła temu korpusowi żadnej napastliwości, ani może nawet zbytnich zdolności obronnych. Wysławiała się z trudem, lecz dodawała sobie otuchy cmokaniem i nieco kwaśnym uśmiechem.
— Właśnie, właśnie, pan baron prosto z Ameryki?
— Tak.
— To tam jest moja siostra — właśnie — to pan baron jej nie widział?
— Dobrze, a gdzież jest, w jakim mieście, w jakim stanie?
— Właśnie — ja dobrze nie wiem, jakoś Brod — brod, ale nie, Synfranciszka — to może pan baron —
— A jak się nazywa siostra?
— Ona? Fajngold Roza, ale po matce właściwie Gogel — ale wyszła za mąż, to ja znów nie wiem — Proszę — ona podobna do mnie — dodała prędko.
Pan Tytus grzecznie i uważnie przyglądał się Herkulesowej żonie, ale nie mógł sobie przypomnieć, by gdziekolwiek na całym obszarze Stanów spotkał podobną postać.
Herszko uśmiechał się pobłażliwie. On nie miał żadnego interesu. Chciał zobaczyć, coś usłyszeć może.
Z kolei więc pan Tytus zapytał Herszka:
— A wam co się nie podobało w Ameryce, Herszku?
— Mnie nic się nie spodobało.
— A czemu?
— Czemu? Bo roboty tam nima.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/166
Ta strona została skorygowana.