Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/168

Ta strona została skorygowana.

przerżnięte piłą.“ Można by wnosić, iż Herszko jednak był trochę zmartwiony — tak sądził przynajmniej Bukolin — oto w całej książce o reb Gerszonie nie było ani jednej wzmianki o psach.

Te kilka dni na folwarku księcia upłynęły jak wieczność szczęśliwa. Pan Tytus zaniepokoił się nawet chwilowo. Gdzież mu się podział jego główny stosunek do ludzi: niezależność, opozycja nawet, to ja — tak i tak żyję — a to: ktoś inny. Lecz działał tu sam porządek domu. W szczególności służba księcia, która opiekowała się nim niewidzialnie, niepostrzeżenie prawie. Chodzono koło niego, patrzano nań, jakby wszyscy razem należeli do jakiegoś spisku, choć służbie nikt nie dał żadnych pouczeń, a raczej ludzie ci mieli jeszcze dawniejsze powody, aby żywić doń urazę.
Służba księcia składała się przeważnie z kobiet, nie brakło kobiet zamężnych, których mężowie zajęci byli na dworze księcia. Widoczne jednak było, że kobiety grały tu główną rolę. Przyjmowanie nowej służby było utrudnione. Nowicjuszki należały przeważnie do rodzin służby.
Dopóki książę był młodszy nie brakło z tego powodu różnych domysłów. Ale czy to z powodu dystansu jaki dzielił księcia od sąsiadów, czy to z powodu długich, dalekich podróży księcia, te domysły nigdy nawet nie doszły do jego uszu. Z czasem zamilkły. Niektórzy przyjaciele starali się wyjaśnić, że księcia nieraz razi zachowanie się mężczyzn należących do służby, a zatem głośne mówienie, głośne kroki albo rubaszne ruchy, a cóż dopiero klęcie i plucie. Otoczenie kobiece chroniło go od tego. Dawniej także dziadzio Bukolin dziwił się trochę tej swego rodzaju ekskluzywności, panującej na dworze księcia. Przyznawał jednak, że tu nie to, co na Pokuciu. I tutaj kobiety rządzą, ale znają swoją granicę, swą miarę, są pokorne i ciche. Niewiele go to wzruszało, że na Pokuciu ganił bądź co bądź damy, a tutaj chwali służbę. W każdym razie dziadzio był lubiany przez służbę. W czasie nieobecności księcia najstarsza ze służby, niemłoda już Ormianka, zwana Angelika, o łagodnym, rozmarzonym wyrazie twarzy, powolnych ruchach, choć nader pilna w robocie, stale przychodziła po rady gospodarskie do dziadzia Bukolina. Spełniając często prace za innych, a zawsze pracując wesoło i raźnie, nie potrzebowała zrzędzić. W ten sposób wciągając inne kobiety do współzawodnictwa, wciągała je do wyręczania siebie. Do obcych i do gości dochodziły tylko