Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/171

Ta strona została skorygowana.

wiekami i utrzymywanej przez wieki, iż ją oskubano, opuszczono i oniemiono.
W smutku głuszy jesiennej zrozumiał pan Tytus, że niegdyś w młodości tęsknota jego ku stepom wybujała tu jak luksus rozpuszczonego dziecka. Nie wiedząc co i komu zawdzięcza, tęsknił jak prawdziwe enfant gâté, po prostu do nieprzyjaciela.
Panka od dawna stanowiła ostatnią strażnicę kraju drzew i kraju uprawnego. Ku południowemu zachodowi, w kierunku przeciwnym od stepu rozległe pola pokryte były kukurydzą, leżącą jeszcze na polach lub już złożoną w kopy. Dwór otaczały nienaruszone i nieskalane stepem polany parkowe, jedna od drugiej pooddzielana zwartymi szeregami dębów, i lip, niby ogromne nawy i sale ze sklepieniem niebieskim zamiast stropu. Każda dla siebie świątynia roślinności i świeżości — bez troski o to, czy tuż obok zaczynał się bezmiar stepu, bez jednego drzewa, bez jednej studni. Na folwarku całymi dniami żurawie studzienne śpiewnie lub jękliwie głosiły w step hasła o granicy uprawnego kraju.
We dnie Panka milczała z wyrzutem. Nocami tym bardziej napełniała uszy szeptami. I więcej jeszcze: kłębiącą się, kipiącą falą szeptania, wyrwanych słów, podartych zdań. Nie wiadomo skąd wypełzły. Jakby gładziutki, wyświechtany i świecący, ale stężały i zmurszały, jedwab starej zasłony okiennej sam z siebie zaczął szeleścić, drzeć się i pękać. I ukazywał w fałdach swych dziury, czarne ślepia nocy. Otóż to! znów ta dusza — zaciek przeklętego drożdża, co fermentuje po latach a bez końca! I to jakby zaciek w szczelinie cienistej dokąd nie dociera słońce. Cóż wysuszy ten ferment? Do jakiegoż świata można odeń uciec?
Dzieje pana Tytusa stężałe tu trwały dalej. Niegdyś bezmiar stepów wkroczył do stannicy tchnieniem jedynie i jako pokusa. Uwodził go, nękał przez całe lata. Dobijał się doń burzą stepową jak do stannicy. Stepowa burza bodiaków rozpędziła się ławą najezdników, kłujących a sytych, spitych sokami tej ziemi zgnojonej krwią. Zagonem takim bisurmanów dorodnych, co tratują wszelkie życie, zagalopowała się aż pod sztachety parku. I stanęła. Nad nią zawisły, zastygły prawie czatujące w locie orły stepowe. — Nieraz na obczyźnie i w latach tułaczki pan Tytus, gdy zamknął powieki, widział je. I tak samo, gdy wrócił do Panki zobaczył je daleko zastygłe w locie. — Nieco dalej ku południowemu wschodowi ścieliła się długa wiejąca trawa stepowa zwana włosem sierocym. Jak wypłu-