kane płowe dziecinne czupryny, w ciągu wieków wyrosłe z czaszek pogrzebanych pod murawą mogił stepowych. Tak miękkie, że aż zmurszałe. Trwały tak, jaśniały i ciemniały po mogiłach sieroce włosy, a nie zasiewały się w parku, nie przybliżały się do osiedla. Tu była stara granica pana Tytusa.
Poprzez pola kukurydzy najdalej za pół godziny można było dojechać do Dniestru. Jak dno rzeki i sama głębia wodna różnią się od powierzchni, od lustrzanej tafli wód, tak prawie świat łożyska i przybrzeża Dniestru różnią się od dalszej krainy nadbrzeżnej. W kotłach za zakrętami ścian skalnych lub w miękkich łonach wklęsłych ławic piaskowych — cicho, bezwietrznie. Na wiosnę, nawet w zimie niewiele śniegu. Latem rzeka i cienie brzegów wysokich chłodzą gorąco. Ów zamknięty dla siebie świat łożyska przenosi od razu tam dokąd podąża sam Dniestr — w czarnomorskie południe. Inna jest dalsza przestrzeń nadbrzeżna ponad łożyskiem. Otwarta w bezkres, sięgająca ku stepom i ku górom. Wielkie śniegi zimą, roztopy wiosną, stepowy upał latem, wichry przez cały rok.
Lecz Dniestr jest w swej okolicy wszędobytny. Dotknie każdego wzniesienia, opłynie każdą górkę. Zapędzi się pochopnie ku wschodowi i rozleje się, to znów zakręci i zaszumi od południa. Zawróci i błyśnie od zachodu. Może kiedyś tu modlono się doń, jako do boskiego herosa tej krainy. W setkach skrętów, węzłów, zatok i klinów, jakby bez wyjścia, w setkach kluczek, wideł i nawrotów, karpackie wody sztuką, fortelem, rozmachem i cierpliwym wdzieraniem się, torują sobie drogę i idą naprzód. Otworzyły pokłady, wydrążyły zagłębia, wświdrowały się w nie korytarzami i przerąbały bramy. Dniestr ma wody sporo, lecz rozdarowuje ją i marnuje. To wykorzystały widocznie przed tysiącami lat jakieś rody ludzkie, o których nam nic nie wiadomo. Wykopały wzdłuż brzegu rzeki setki stawów dla łapania wody, może dla trzymania ryb, czy też dla zatrzymywania powodzi. I obwarowały je starannie dla tysiącleci. I tu lepiło się życie — jak wzdłuż niejednej rzeki — niby pszczoły wokół plastrów. Bo wysoki brzeg i dalsze nadbrzeże poza łożyskiem pozostały nadal puszczą lub stepem. W tych stawach teraz nie wysychające bagniska i puszcze wiklin, trzcin i burzanów dorodnych, a w nich gniazda, schowki i żerowiska ptactwa błotnego: czajek, gęsi i kaczek dzikich, bekasów i słonek. W setkach wgłębień, kątów i wąwozów, wśród półkoli, wykrotów, ławic i występów skalistych, otoczonych obronnie wodą, utorowane możliwości dla ludzkich osiedli
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/172
Ta strona została skorygowana.