Tytus sam przyznawał później, że nieraz krzywdził małego i mniej wyrośniętego Giorgiu, a Dyzio chociaż nieraz brał go w obronę, zawojowany przez Tytusa ulegał jego przewadze. Nieraz gdy Giorgiu z trudnością wstrzymywał łzy, gdy już było widoczne, że go skrzywdzono, Tytus wykrzykiwał szyderczo, nielojalnie i z bezlitosną złością: „Ty cacany Giorgiu! Ty konfituro, lukrecjo nudna! Ty wstrętny maminsynku!“
Później spotkali się w szkole ojców Jezuitów. Tytus jako najsilniejszy i najodważniejszy w klasie zadeklarował się jako obrońca Giorgia. Ale po niedługim czasie nielojalnie rozpowszechnił przezwisko: „maminsynek, legumina“. Te nazwy przylgnęły na długo do Giorgia. Nie wiadomo co odczuwał, bo nie przejawiał niezadowolenia. Lecz się okazało po niedługim czasie, że maminsynek lepiej pływa, lepiej skacze i o wiele lepiej strzela od swego protektora. Nie ustępuje mu nawet w jeździe konnej, a przewyższa go, jak zresztą całą klasę, we wszystkich grach i naukach. Giorgiu zwyciężał przepraszającym uśmiechem. Po jego zwycięstwach Tytus chwalił go głośno lecz protekcjonalnie: „Ha, dobrze, dobrze, maminsynek postawił się.“ Giorgiu jednak nie był uznany za współzawodnika Tytusa ani zresztą sam nie chciał uważać się za takiego. Zapewne przez to wszystko nabierał powoli hartu całkiem innej próby. Uważał za swój obowiązek, by robiąc wszystko jak najlepiej, lekceważyć po trosze przynajmniej zewnętrznie swoje osiągnięcia. Znosił wszystko bez śladu, gładko, był dalej niezmącenie poprawnym. Nikomu z kolegów nie imponowała właściwie ani odwaga ani sprawność Giorgia, ani tym mniej jego cierpliwość. Uważali, że jest koleżeński i miły, dziecko, dzieciątko, ot, maminsynek! Arbitralność i pogarda dla czułostkowości jaką okazywał Tytus usuwała wszystko w cień, sekundowała bowiem potężnej fali wyzwalania się młodzieży spod wpływu dorosłych. Takich cech Giorgiu nie miał wcale. Wpływów domowych i matczynych nigdy się nie wstydził ani nie zapierał. Trzeba jeszcze dodać, że Giorgiu był i pozostał religijnym. I był tak wierny swemu wyznaniu wschodniemu jak matce, która zresztą była katoliczką. Także obaj chłopcy z Panki byli oficjalnie prawosławni, ich mała religijność dozwalała na większe zewnętrzne wpływy zwyczaju katolickiego.
Giorgiu widocznie często cenił i przeceniał tych, co go lekceważyli. Nawet tych co niejedno gorzej umieli od niego. W rzeczywistości właśnie przez to nauczył się niejednego. Lecz
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/177
Ta strona została skorygowana.