wyjął drugą mapę własnej roboty. Była to mapa środkowej i wschodniej Europy, ale o takiej podziałce, że Bukowina była wielka i dokładna, a sąsiednie kraje jak Polska, Węgry, Rumunia, a nawet Rosja — były malutkie.
— A cóżeś to za potwora libijskiego spłodził? — przedrzeźniał go Dyzio.
— Potwora?! Patrzajcie go! Ein unausstehlicher Zweifler! Przecież ja w innych krajach nie mam zamiaru działać, tylko w Bukowinie.
— No, ale żeby Rosja była mniejsza od Bukowiny...
Gładko wygolone i zadowolone oblicze burmistrza nabrzmiało purpurowo, jakby za chwilę miał nastąpić atak apopleksji lub co najmniej wybuch oburzenia. Spiczaste wąsy zaostrzyły się jeszcze bardziej. Macał się po bokach jakby szukał szabli. Zamiast tego wyciągnął jedną po drugiej dwie purpurowe chusteczki do nosa. Długo wycierał nos. Wykorzystał pauzę dla pogrążenia Dyzia milczeniem.
— Jak mi cię żal — rzekł wreszcie — sama twoja nieświadomość cię gubi. Ale jestem pobłażliwy. Spytaj zresztą brata, który nie siedzi kołkiem w Kołomyi czy w Słobodzie.
Cmoknął i zakończył chłodno, pogardliwie: — Wyjeżdżasz z Rosją. Czyż sam ogrom, samą liczbę stawiasz ponad wszystko? Bukowina to jakość. To kraj pionierski. Nie monotonny, lecz kraj wielu narodów. I jeszcze więcej trzeba by tu zharmonizować. Zobaczycie.
I dalej snuł swe plany żeglugi dniestrowej, kanału Dniestr-Prut. A nawet najnowsze plany elektryfikacji za pomocą Dniestru — I drogi, i kolejki dojazdowe, i stadniny zarodowe (wszystko w braterskim porozumieniu z Galicją).
Goście ziewali i wstawali, książę słuchał nieporuszenie i uważnie. Pan Tytus z lubością spoglądał na optymistycznego burmistrza.
— A wszystko to — kończył [ten] — zależy od Czerniowiec, od głowy, a raczej od głów naszych, od uniwersytetu głównie i od teatru.
— Zaraz. Może zechcesz nam to wytłumaczyć, co chłopi z Poljana Mikuli albo z Płoskiej czy z Kirlibaby mają z tym wspólnego? Czy pojadą do teatru? A przecież uniwersytet jest niemiecki.
— Macie go! Znów nie rozumie! Ależ to ramy tylko. My wszyscy musimy mówić pięcioma albo sześcioma językami: po rumuńsku, po polsku, po rusku, po niemiecku i po węgiersku.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/180
Ta strona została skorygowana.