i pilny. To trzeba wziąć się do kupy, pofatygować się, ale na fest! Zamiast głowy rozbijać sobie, zamiast brzuchy rozcinać — tfu! to trzeba kopać ziemię, rozbijać skały, wiercić, łyżkować, pompować. No, co tu dużo gadać. Brać tę krew ziemną na pożytek, dla uczciwego interesu.
Bercio uspokoił się, mruknął na zakończenie:
— To się rzekło, świat jest żywy, w świecie wszystko trzyma się jedno drugiego.
Bercio nie zauważył, albo nie chciał wiedzieć w ogóle, że nafta dzieli ludzi. A nawet, jak się powiada, psuje charaktery. — A to pewne, że potok ze stoku Jędrnego szeptem wezwał ludzi do jednoczenia się, a kopalnia nazwana Słoboda Rungurska po raz pierwszy wezwała ludzi pokrewnych sobie.
[Gdy Stanisław Szczepanowski odkrył Słobodę i położył tym podwaliny pod przemysł naftowy w Galicji, to w Słobodzie osiedlili się wiertacze — „Mazurzy“, przybyli spod Krosna, wśród nich ojciec Raroga, pierwszy wiertacz. Tam też osiedlił się pan Euzebiusz, zaś brat jego założył w stolicy powiatu Peczeniżynie rafinerię ropy naftowej. Nowe wiercenia pozwoliły Panu Euzebiuszowi na zbudowanie dworku w Słobodzie i na oświadczenie się o rękę córki dziedzica z Krzyworówni. Obecnie wyjeżdża on wśród wiatru na wesele do Krzyworówni. Tymczasem w gospodzie pod Bukowcem toczyły się rozmowy.]
Tymczasem wielki tętent i hałas przerwał rozmowę. Zajeżdżały nowe wózki i kolasy.
— Słoboda jedzie! — wołano. — Nafciarze! Pan Młody! Pan Szczepanowski!
Co prędzej zbierała się muzyka kołomyjska, by powitać pana młodego. Inżynier Kubiak ucieszył się nagle, jakby otrzymał sukurs. Pokazywał wysiadających wiertaczy i pionierów słobódzkich. Pan Lewandowski od razu wyleciał, by witać przybyłych.
I Pan Władysław chłonął okiem nowo przybyłych, ściskał serdecznie dłonie. Reszta obecnych nie wiedziała dobrze jak z nimi się witać. Czy to wyrobnicy, którym wystarczyłoby skinąć przyjaźnie głową, czy też jacyś technicy, „praktykanci“, którzy za rok, za dwa wypłyną jako kierownicy, dyrektorowie kopalni? Dziś pomocnicy, jutro wiertacze, później może jacyś magnaci kopalniani. Zapewne, było tam nawet zrozumienie no-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/191
Ta strona została skorygowana.